Marta i mnich rozdział 6
- A na co według ciebie miałem czekać, trzeba było go zobaczyć, jaki był wściekły - odparłem spuszczając głowę
-Ty to masz zawsze szczęście, za bardzo się śpieszysz, wiem, że lubisz konie, ale jak się nie opanujesz to zawsze coś popsujesz. Sądzę, że ucieczka nic nie zmieni i tak cię lanie nie minie, ale teraz naprawdę nie warto wracać. Jaka wrócisz, lepiej udobruchajmy obaj staruszka, bo zabroni nam się spotykać, a kara i tak cię nie ominie - odparł Wilhelm.
- No, co tam dzisiaj robimy - zapytałem odganiając myśli o czekającym mnie spotkaniu z ojcem i odruchowo złapałem się za tylną część ciała
- Powinniśmy wystrugać sobie nowe drewniane miecze przecież jesteśmy już starsi, ja mam już prawie dwanaście lat, co o tym myślisz bracie - spytał Wilhelm
- Dobry pomysł te stare miecze są do niczego, jak byłem w mieście z rodzicami tam dopiero widziałem ładną broń -odparłem z błyskiem w oczach - konie i miecze to, co mnie interesowało.
- Najpierw musimy poszukać odpowiedniego drewna - odparł Wilhelm
- Myślę, że masz rację trzeba by się ojca spytać, on się na tym zna, może coś dostaniemy z naszego lasu
-No to się staraj, po tym, co przeskrobałeś nie wiem, czy coś uprosisz - stwierdził towarzysz ze śmiechem
- Śmieszy cię to, a mnie na samą myśl o spotkaniu z ojcem piecze już tyłek -odpowiedziałem łapiąc się znowu za tył ciała
- Może ty z nim porozmawiasz, napewno cię lubi ?
- No, co ma mnie nie lubić, ja mu jego ulubionego bata nie złamałem, tylko ty ofermo -powiedział naśmiewając się ze mnie
- Ty to mnie nie pocieszaj , coś trzeba wymyślić. Może ja mu ten bat sam zrobię, albo poproszę o pomoc twojego ojca ?
- Możemy zapytać, ale to cię będzie kosztowało - zaśmiał się wilhelm
- Z przyjaciela chcesz zdzierać -odparłem strapiony
- No, co ty, pomożesz mi przy karmieniu świń, a z twoim ojcem to ja pogadam, może się uda i kara cię ominie- zaśmiał się znowu.
Zanim się obejrzał jego wspomnienia znowu sie rozmyły i wrócił już do rzeczywistości.Powoli zbliżał się do przedsionka kościoła, większość mnichów wchodziła wolno do środka z głowami spuszczonymi w pokorze. Zygfryd uczynił to samo starając się nie podpaść żadnemu ze swoich przełożonych.