Marta i mnich rozdział 6
Na moment z młodzieńczych wspomnień wyrwały go dzwony na laudę, nie zostało mu za dużo czasu na rozmyślania. Widziane z oddali leszczyny przypomniały mu tajną kryjówkę z dzieciństwa, wybudowaną przez nich w pobliskich zaroślach przytulonych do starej leszczyny, która osłaniała przed ciekawskimi oczami innych dzieci. Ściany warowni zrobili z gałązek, wyciętych z pobliskich zarośli, a posłanie wyłożyli grubą warstwą trawy, aby ochronić odzież przed wilgocią, która zbierała się na ziemi z powodu bliskości rzeki.Niektóre wspomnienia wyblakły, za to inne pamięta do tej pory.Wilhelm zawsze pierwszy wymykał się z domu, on miał z tym zawsze jakieś trudności. Do tej pory pamięta donośny głos i słowa swojej zdenerwowanej matki:
- Zygfryd, gdzie jesteś nicponiu, pokaż się i tak cię znajdę, dostaniesz od ojca lanie - wołała wzburzona, a jej głos niósł się po całej okolicy odbity od pobliskiej wody.
Widząc zbliżającą się w jego stronę matkę, szybko rzucił okiem na dom i okalający go kamienny murek. Ich niewielki domek zbudowany był z drewna i kamieni, składał się z dużego pomieszczenia, w, którym spali i jedli i dwóch małych komórek, gdzie przechowywano zapasy jedzenia, odzieży i co cenniejsze sprzęty domowe.Do domku przylegało pomieszczenie na drewno i narzędzia gospodarcze. Na wspomnienie o tym incydencie zaśmiał się cichutko wzbudzając zdziwienie mijających go po drodze Braci i znowu pogrążył się w swoich myślach. Znalazł wtedy lukę między budynkami, niewidoczną z miejsca gdzie stała jego matka, przekradł się zwinnie na tył zabudowań, zręcznie przeskoczył przez gliniany murek i na czworakach przekradał się w stronę kryjówki.Oczami wyobraźni widział sylwetkę przyjaciela, który przywarł mocno ciałem do wilgotnej ziemi i obserwował całe zdarzenie. Ponownie przeżywał całą sytuację, nie zapomniał jak szybko wśliznął się w zarośla i przeciskając obok kolegi kucnął na wilgotnej ziemi.
Wilhelm zapytał go wtedy:
- No, co tak długo, coś znowu zmajstrował -spytał podnosząc głowę z ziemi i uśmiechając się szeroko.
Odpowiadając na pytanie zmienił pozycje na bardziej wygodną. Podłożył sobie kawałek drewnianej deski pod tyłek i demonstracyjnie usiadł, chroniąc swoje spodnie przed całkowitym przemoczeniem. Niestety ich kryjówka wcale nie była taka idealna, wieczorem zbierała się w niej wilgoć, od której ziemia była zimna i mokra.Zdążył się do tego przyzwyczaić, dbał tylko o to, aby matka nie narzekała na zniszczone ubranie, które często musiała z tego powodu prać.
- No, nic tak się jakoś porobiło, pomagałem ojcu przy zaprzęganiu Siwka, miałem przynieść uzdę i bat, ledwo ją zdjąłem z haka, tak wisiała wysoko, jakoś się poplątała, na dodatek przewróciłem stojący w kącie bat, stanąłem na nim nogami i zanim się obejrzałem złamałem go. Ojciec był zły, bo poplątałem jego jedyną uzdę, a po nową musiałby jechać na targ do miasta, który odbywa się raz na tydzień. Powiedział, że przeze mnie dziś już nic nie zrobi w polu, uciekłem zanim ojciec zdążył ściągnąć pas.
Wilhelm słuchając mnie pokręcił tylko z niedowierzaniem głową.