Marta i mnich rozdział 5
- Kto, dobija się o tak wczesnej porze i odrywa mnie od moich pilnych zajęć -odparł zgryźliwie mnich, przecierając pot z czoła
- Albertus Wielki, chyba o mnie słyszałeś klecho -krzykną głośno w samą twarz mnicha
-Tak słyszałem o was Mistrzu, co was do nas sprowadza o tak wczesnej porze - odparł mnich jąkając się ze strachu
- Do was nic, ale chciałbym się widzieć z waszym Przeorem, mniemam, że jest to możliwe - odparł lekceważąco
-Ta, zaraz go powiadomię o waszej wizycie -odparł zmieszany, nie wiedząc jak traktować nowo przybyłego.
- Stajenny, zajmie się końmi, znajdę wam coś do jedzenia, tym czasem przejdźcie na dziedziniec i tam odpocznijcie, niedługo po was przyjdę.
Słońce już wzeszło wysoko nad horyzont, kiedy dzwony klasztorne obwieściły kolejną w tym dniu modlitwę, a Magnus i jego sługa nadal stali na dziedzińcu. Po mszy Brat furtian podszedł do przyjezdnych, przeprosił Mistrza Magnusa za zwłokę i poprowadził obu w kierunku kuchni klasztornej, gdzie na obu czekała skromna strawa, a sam tymczasem udał się do swojego przełożonego, aby powiadomić go o przybyciu Mistrza. Przeszedł przez dziedziniec, wdrapał się ociężale na schody, przystanął, znowu odsapnął i dzielnie pokonywał pozostałą mu drogę. Komnata Przeora znajdowała się na końcu długiego ciemnego korytarza, oświetlonego we wnękach kilkoma lichtarzami. Brat Michał podszedł do wielkich dębowych drzwi, zastukał flegmatycznie i ospale wtoczył się do pomieszczenia, powstrzymując sapnięcie. Przeor podniósł głowę znad papierów znajdujących się na jego stole, przetarł ręką zmęczone oczy i zwrócił się do podwładnego:
-Co was sprowadza do mnie Bracie Michale, czy coś się stało -odparł z troską w głosie
- I tak i nie -odparł mnich
-Nie mówcie zagadkami wiecie, że nie mam dużo czasu, mówcie do rzeczy Bracie - odparł przecierając ze zmęczenia oczy
- Przyjechał Mistrz Magnus wraz ze swoim pomocnikiem i prosi was o posłuchanie. Czeka już od laudy, przyszedłem tu natychmiast jakem go wpuścił w bramy klasztoru, ale właśnie zabiły dzwony modlitewne. Uznałem, że modlitwa jest ważniejsza od ludzi świeckich i trochę się to wszystko przedłużyło. Wysłałem naszych gości do kuchni, aby ich nakarmiono, po posiłku kazałem im spocząć na dziedzińcu i czekać na odpowiedz, czy ich przyjmiecie, co im przekazać.