Marihuana z kosmosu

Autor: Fasoletti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Dochodziła kilkukrotnie, a z każdym orgazmem z jej piczy tryskała krwawa breja. W końcu padliśmy wyczerpani na ziemię. Dysząc ciężko, zadałem pytanie, a Curvella napisała odpowiedź na starej recepcie. Tak jak podejrzewałem, w rozprowadzanie tego niezwykle silnego narkotyku zamieszany był gang rastamanów ze wschodniej dzielnicy. Nigdy nie mogłem dopaść ich szefa, jednak teraz, mając adres i nazwisko, mogłem pokusić się o aresztowanie bydlaka.

Zostawiłem Curvellę Bum Bum tak, jak leżała, sapiącą i rozpaloną,  a sam wróciłem do biura, by umyć się i przygotować do akcji.

*

Willę otaczał mur, zwieńczony zasiekami z drutu kolczastego. Prowadzącej na podwórze bramy pilnowali dwaj czarnoskórzy ochroniarze. Pomimo znacznej odległości, pchły buszujące im w dredach były doskonale widoczne. Jak gdyby nigdy nic przeskakiwały z jednej głowy na drugą, dlatego musiały przeżyć spory szok, kiedy pociski snajperów zmieniły ich domy w krwawą breję.

Rozpoczynający szturm oddział komandosów rozdeptał drgające jeszcze ciała na miazgę.

Po sforsowaniu bramy wpadliśmy do ogrodu. Wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Najpierw z krzaków wyskoczyły psy. Bydlęta wielkości jaguarów, zamiast zwykłej karmy dostawały chyba jakieś ruskie sterydy, bo takiej masy mięśniowej nie powstydziłby się sam Pudzian. Dobrze, że nie okazały się kuloodporne, bo nie wiem, czy wyszedłbym z tej konfrontacji bez szwanku.

Chwilę później powietrze przecięły pociski. Komandosi obrzucili nadbiegających rastamanów deszczem granatów, kosili seriami z karabinów maszynowych lub zarzynali przy pomocy porcelanowych noży z telezakupów.

I nagle wydarzyło się coś strasznego. Z najwyższego okna przytulonej do willi wieży wystrzelił srebrzysty promień. Jego blask był tak silny, że w przeciągu dosłownie sekundy wypalił oczy przerażonym żołnierzom. Porażeni nim zmieniali się w wysuszone truchła, podobne do zostawionej na słońcu brzoskwini. Zupełnie jakby wyparowała z nich woda.

Korzystając z zamieszania, wskoczyłem do rowu, ale czekała tam na mnie przykra niespodzianka. Ogłuszony przez cuchnącego zielskiem Murzyna, straciłem przytomność.

*

– No, no, no! Kogo my tu mamy! – Głos wydawał mi się dziwnie znajomy, a gdy otworzyłem oczy, mój pęcherz, opróżniając się samoczynnie ze strachu, utwierdził mnie w przekonaniu, iż nie myliłem się.

Przede mną stał Screwface we własnej osobie. Odziany w hawajską koszulę i krótkie spodenki, z połyskującą kataną w dłoni, szczerzył dziąsła pognite od wcierania koki. Zarzucił na plecy skołtunione kłaki, po czym spojrzał na mnie tymi swoimi obrzydliwymi ślepiami. Każde miało tęczówkę w innym kolorze.

– Kiedy Curvella napisała, że to ty, myślałem, że robi sobie jaja. Ale, jak widzę, nadal żyjesz – powiedziałem, starając się ukryć przerażenie.

Chyba nie za dobrze mi to wychodziło, bo dygotałem cały jak w malignie. Towarzyszący nam rastamani wybuchli gromkim śmiechem.

– Taaa – syknął Screwface. – Steven nieźle mnie pochlastał. Ale pewni, ekhm, dżentelmeni pomogli mi się wylizać. W zamian obiecałem załatwić im wejście na rynek z nową odmianą maryhy. Daje takiego kopa, jak żadna inna, czego zresztą sam będziesz świadkiem.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Fasoletti
Użytkownik - Fasoletti

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-01-13 10:06:52