Mały kraj ( koniec mojej książki )

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Przyglądałem się z lubością roześmianym twarzom, a choć nie pragnąłem uczestniczyć w ich zabawie, to przecież z radością wchłaniałem ich obecność, jakbym to ja był w każdym z nich.

Boże!... Wystawiłem twarz na słońce, a oczy miałem pogrążone we śnie. Coś cudownego działo się z moim ciałem.

Czułem całym sobą śmiech, dźwięczny śmiech siedzących obok mnie chorych. Pomyślałem nawet, że mnie nie zauważają. Jakbym nie był z ich krwi. I, że to już inne pokolenie, do którego przykleiłem się w nadziei, że mnie nie odrzuci. Ale słońce, i bezruch mojego ciała, i bezmyślna przyjemność, jak ze spłodzenia potomka, trzymały mnie na uwięzi. Przez ten mały słońca gwałt, nie oszukiwałem. Ale, i to wiedziałem, żeby odejść, żeby w porę odejść.

 

Odchodząc, w duchu śmiałem się serdecznie. Duchem młody, a musiałem umrzeć, na ich oczach, ale tak, by nie czuli do mnie nienawiści.

A może tylko tęskniłem za ciszą, bezpieczną i jedyną? Za radosnymi promieniami Wiecznego Południa? I zapachem bzu? I za słodką niepamięcią.

       [ 74 ] Wszystko mija
 

1.

 

Od rana padał deszcz. W naszym szpitalu zrobiło się jakoś przytulnie, jakby zapanowało zawieszenie broni.

Senna radość udzieliła się wszystkim.

Żyliśmy we własnym świecie, w dodatku za murami i pod nadzorem białych fartuchów. Z rzadka nasłuchiwaliśmy tego, co się dzieje na zewnątrz. W większości, oglądane w telewizji obrazy budziły w nas prześmiewczą radość. Ten krzyk, polski patos, ekstaza polityków, ich kłótnie, oskarżenia i ciągłe plucie na siebie, były znaną powtórką zgody i patriotyzmu.

Och! jak nas to rajcowało. Te zapowiedzi ciągłych rozliczeń, te oczy natchnione nienawiścią, z tłem pełnym szubienic. Och!... co za radość. I co za ulga.

Tu pada deszcz, usypia nas, a tam najbardziej prawi i szlachetni ubolewają nad zniesieniem kary śmierci, która niechybnie musi być przywrócona jako najlepsza dla narodu. Jej brak obraża ich poczucie chrześcijańskiej moralności.

Ci dobrzy Polacy, rozmodleni i zawistni, nieustannie łopoczą sztandarami wetkniętymi głęboko w zadek, wierząc święcie w własne posłannictwo: bohaterskiego rycerza, broniącego katolicyzm przed nawałem barbarzyńskiej tolerancji.

A tu, w szpitalu, radosna ulga, gdy nic nie boli.

 

A jednak…

Wszystko mija.

Dlatego niektórzy chorzy, nie mogąc ufać lekarzom w ich zdolności uleczenia, zapragnęli zawierzenia. Jako ostatniej desce ratunku.

Dla mnie błogosławieństwem był deszcz. Leżałem wsłuchując się w jego szum i w odgłosy bębniącego parapetu. Czułem się odprężony, cichy, pogodzony.

Deszcz nie ma nic wspólnego z religią. Jest czysty, ożywczy i wiecznie młody.

A jednak… czasami trudno się modlić do Natury. Choć inni to czynią.

Wsłuchując się w szum deszczu pomyślałem więc, że nie zaszkodzi, gdy pomodlę się do Boga, jako do Osoby. Człowiek powinien się modlić gdy jest mu dobrze, i jest w nim radość. Kiedy nie pamięta krzywd, których innym wyrządził.

Chciałem wstać z łóżka, by pójść do pokoju obok, gdzie Bóg mieszka, ale pomyślałem sobie, że takich jak ja wysłucha wszędzie.

Musiałem mu powiedzieć, że jestem, i że niedługo umrę.

 

„Wielka jest głupota ludzi, że Ciebie nie słuchają. Gdybyś chciał uczynić mnie królikiem, bym jadł marchewkę, to w swej dobroci, byś to uczynił. Ale stworzyłeś mnie, bym jadł królika i inne Twe stworzenia. Dlatego jestem Ci wdzięczny, że nie chcesz bym jakowąś dietą, głoszoną przez zepsutych ludzi, umniejszał Twą dobroć.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38