Mały kraj ( koniec mojej książki )
Wsłuchuję się w Ciebie, bo moje trzewia są hymnem pochwalnym, lecz nie ma we mnie lizusostwa. Umrę w Tobie, tak jakbym nie umarł. Bo jesteś miłością.
Pytania, które sobie zadaję, są raną. Odkrywają we mnie moje własne, skrywane jak zabita przeze mnie zwierzyna, człowieczeństwo. Ta zwierzyna, płocha i ludzka w swej nagminnej ochocie życia, jest we mnie. W tej kropce na końcu zdania, której nie ma i nigdy nie będzie. Bo jesteśmy motylami.
Wszystko mija. Ludzie i bogowie są śmiertelni.
Amen”.
2.
Spojrzałem na Chudego.
Poczułem jak jego zwieracz odbytu wiotczeje i ciepło jego brzucha, otwarte już i bezbronne, umyka w noc.
Powinienem unieść rękę i nacisnąć przycisk, ale poczułem wstręt do niechybnej krzątaniny. Wolałem czekać. Przyjdzie pielęgniarka, zrobi zastrzyk, poda lekarstwa. Czy zauważy? Jak zareaguje? Chyba normalnie. A może pogadać z Pułkownikiem? Naradzić się?
Głowa Chudego leży przechylona w bok. Ani się uśmiecha, ani milczy. Kiedyś jako dziecko rzeźbiłem głowy ludzi, pamiętam, że nie szukałem w nich cierpienia, tylko próbowałem zbliżyć się do takiej ciszy, która nie jest już ciszą, nie jest też wołaniem. Kiedyś gdy byłem dzieckiem nie wiedziałem, że chciałem wyrzeźbić głowę Chudego.
Chyba go nie pokroją?
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nikt go nie odwiedzał. Może podarują go studentom medycyny? Może Chudy właśnie teraz zacznie nowe życie? Ciekawe, czy studenci odkryją w nim te gesty, gdy układał rzeczy w szafce lub kładł ręcznik na oparciu łóżka? Może się domyślą i delikatnie włożą jego mózg do brzucha, obok wątroby, opróżnionego pęcherza moczowego, i dłonie łagodnie ułożą na rzeźnickim szwie?
Przypomniałem sobie gabinet Ordynatora, przytulny, z wielką sofą z obiciem z czarnej skóry, pachnący rodzinnym domem, czymś niezmiennym, pięknym, i mądre i dobre oczy Ordynatora. Nie mogłem sobie przypomnieć kwiatów. Czy w gabinecie były kwiaty?, bo śnił mi się duży, zielony, rosnący pod sufit kwiat.
- koniec -