Malarz 15 - Zakończenie
Minęło kilka tygodni. Jesień wymalowała świat w żółcie, czerwienie i brązy. Słońce jeszcze przyświecało, wiał wiatr raz po raz wzmagający się w swych porywach, aby ukraść drzewom kilka liści, a z głów co poniektórych pożyczyć nakrycie głowy. Kryspin znów był w Hiszpanii. Pojechali razem na wernisaż Paula i przy okazji w odwiedziny do przyjaciół i rodziny Dominiki. To był intensywny tydzień i z trudem wybrali się w końcu na spacer do podmiejskiego lasku. Szli razem – on pchający wózek z Pawłem i Dominika z Jasiem. Kryspin z uśmiechem patrzył na liście wirujące na wietrze, promienie słoneczne snopami przedzierające się przez gałęzie i czuł całym sobą cud życia. Nie chciał nic więcej. W tamtym momencie podbiegł do nich pies i merdając radośnie, obiegł dookoła. Pobiegł w stronę lasku, gdzie czekała mała właścicielka. Zatrzymali się. Kryspin wytężył wzrok. Pośród opadłych i szeleszczących liści kręciła się wokół własnej osi dziewczynka z promiennym uśmiechem i włosami rozwiewanymi przez wiatr. Liście unosiły się i opadały wokół niej, a ona obleczona w radość, która zdawała się z niej emanować zagarniała te liście, rzucała w górę i z ramionami rozłożonymi niczym skrzydła kręciła się, tańczyła, wirowała. Liście wirowały razem z nią. Dookoła biegał pies. To była ona, Angelika. Kryspin stał i patrzył urzeczony.
- Dominika widziałaś to? – ogarnął żonę ramieniem i przygarnął do siebie mocno, wciąż patrząc w stronę zjawiska, gdy w tym momencie jakiś starszy m