„Mała, dygocąca, krucha istota.” cz7
- Oj. Przepraszam. Poczułam się jak dziecko. Tato nas zabierał , byśmy mu nieraz w niedziele towarzyszyły w niedziele mama sobie odpoczywała, my łapaliśmy kto pierwszy. To były wspaniałe niedziele.
- Wyobrażam sobie, my z Ojcem i braćmi również łowiliśmy.
- Ilu masz braci?
- Dwóch braci i jedną siostrę
- Fajnie masz. Ja byłam Zasze sama.
- No nie wiem czy tak fajnie. Może teraz, jak każdy ma swój dom i swoją rodzinę. Zawsze mama nas goniła do wszystkiego, ja jestem najmłodszy z braci, wiec mnie popychali i wytykali, że jestem synuś mamusi. Może faktycznie tak było dopóki nie urodziła się nasz siostra, miałem wtedy 14 lat.
- No to faktycznie długo byłeś synuś mamusi
- No nie. I ty przeciwko mnie Brutusie – dał jej kuksańca, co wyzwoliło ponownie wybuch śmiechu.- gdy spadłem z piedestału, w końcu poczułem ,że mam braci, jednoczyliśmy się gdy siostra stała w opałach, a mama się śmiała, że ona gorsza niż my troje razem wzięci, zawsze była rozpieszczana nie tylko przez rodziców, a mój szwagier to do dziś się śmieje, że rozpuściliśmy mu żonę a teraz on musi się z nią męczyć.
- Zazdroszczę wam
- Mam, złapałem , moja większą.
- A ponoć nie jesteśmy na zawodach
Nik popatrzył na jezioro. Cisze przerwał telefon
- Halo
- Dziękuję. Bardzo ci dziękuję. Oddam co do grosza
- Zrobiłem to dla siebie a nie dal ciebie, ale to było ostatni raz , teraz męcz się sama ze sobą i ze swoimi wydatkami, masz pracę przecież.
- Dziękuję. Nik czy możemy się spotkać, porozmawiać chociaż. Proszę
- Nie mamy już o czym, musze kończyć .- rozłączył się
- To moja była żona. Jak ma problemy to wie, gdzie zadzwonić.- popatrzył w pustkę