Maks (fragment powieści Dziwne przypadki pewnych Ktosiów)
Nie zdążył nawet wygodnie usiąść, gdy do mieszkania weszła mama.
- Dobrze, że wróciłeś - powiedziała wyraźnie ucieszona. - Odwiedziłam właśnie dziewczęta. W pokoju Majki i Andżeliki nie domyka się okno. Idź to sprawdzić. Sama nie wiem co się tam stało.
- A dlaczego w łazience na podłodze leżały klamerki? - zapytał jakby nigdy nic.
- Jakie klamerki? Przecież nie robiłam dzisiaj prania. Może same spadły.
- Może… - zamruczał. - A z jakiej racji ja mam iść grzebać przy cudzym oknie? Nie mogą sobie same jakoś poradzić?
- Synku - uśmiechnęła się mama. - Jesteśmy przecież właścicielami. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, w jakich warunkach mieszkają te przemiłe dziewczyny. Poza tym, Majka mówiła, że mają dla ciebie jakiś mały prezent powitalny. Ja dzisiaj dostałam taką śliczną apaszkę. O popatrz, tę właśnie - wskazała na szyję, na której przewiązana była bladoniebieska chustka.