Z³odziej koni
W Ameryce Po³udniowej ¿y³em sobie spokojnie. By³em Wielkim nied¼wiedziem. Mia³em swoj±
muze; Pachn±c± stokrotkê.
Pewnego razu w d¿d¿ysty dzieñ wêdrowali¶my przez stepy. Nagle zza krzaka wybieg³ z³odziej
z piêcioma koñmi, a za nim wódz; Gruby wilk :
- Buszja !! - krzycza³ wódz
- Co siê sta³o ? - zapyta³em
- Ukrad³ mi konie. Kapibara jedna. - powiedzia³
- Znajde je. Przenocój mi ¿onê. - odpowiedzia³em.
I tak szuka³em, szuka³em i szuka³em. A¿ wreszcie wpad³êm na trop. By³y ¶lady stóp z³ódzieja i koni.
- Poszli na zachód. - pomy¶la³em.
Robi³ siê wieczór, ale przynajmniej ju¿ nie pada³o. Po³o¿y³em siê na mokrej trawie, muska³a mi twarz.
Usn±³em.
...
Ciep³y oddech ogrzewa³ mi twarz. - To konie ! - wykrzyn±³êm uszczê¶liwiony. Wsta³em, ale po z³odzieju ani ¶ladu. Wzi±³êm konie i kierowa³em siê do obozu wodza. Tak jak wczoraj z³odziej wybieg³ zza krzaka. Rzuci³ siê na mnie z sztyletem. Na szczêscie mia³em tomahawka. Wygra³em, lecz by³em zraniony. Wróci³em do obozu z koñmi. Gruby wilk mi podziêkowa³ i da³ dwa konie. Za trzy dni, gdy rana siê ju¿ zagoi³a, pogalopowali¶my z ¿on± do Cuzco. Tam po dwóch latach urodzi³ mi siê syn Ma³y sêp. I ¿yli¶my d³ugo i szczê¶liwie.