Love in the saddle 11
Korzystając z czasu, który mieli.
Na zegarku, dochodziła ósma wieczorem, słońce już dawno schowało się za horyzontem. Teraz na niebie pojawił się piękny księżyc w pełni.
- Ptaszyno- zwróciłam się do mojego ukochanego.
Wymruczał coś niezrozumiałego.
- Masz ochotę na przejażdżkę- zapytałam i uniosłam się na łokciu, by na niego spojrzeć.
James miał zamknięte oczy i lekko opuchnięte wargi, od naszych pocałunków.
Dotknęłam jego policzka. Otworzył oczy.
- Masz na myśli, jazdę konną?- dopytał się, niedowierzając.
Skinęłam twierdząco głową.
- Zgoda-odparł i porwał mnie na ręce. Zachichotałam zaskoczona jego czynem.
W ekspresowym tępię pokonaliśmy schody, mijając salon, gdzie była moja mama i wujek, którzy oglądali jakąś komedię. Oni też się relaksowali. Kiedy wpadliśmy do stajni, szybko osiodłaliśmy konie: Cienia i Spartana, którego wybrałam dla Jamiego. Chwilę później oboje siedzieliśmy, już w siodłach i skierowaliśmy nasze konie w kierunku lasu. Drogę oświetlał nam księżyc w pełni. Ja chyba nigdy nie przestanę gapić się na mojego chłopaka. Prezentował się tak dostojnie i seksownie w siodle, jakby już kiedyś to robił. Jechaliśmy obok siebie. W pewnym momencie, James ujął moją prawą rękę, którą trzymałam na udzie. Splótł nasze palce. Posłałam mu czuły uśmiech. Nachylił się w moją stronę i pocałował . W tym pocałunku, było tyle czułości i miłości oraz desperacji. Czyżby się bał, że ja zniknę, albo ucieknę? Dlaczego?- Jamie odsunął się ode mnie i ciężko oddychał. Pewnie mój oddech był taki sam.