Linie brzegowe
Energiczna przechadzała się swoim zwyczajem od połowy mostu do starego przystanku przed mostem. Ruszała się sprężyście, jak strażnik lub wojak. Ilekroć mijała Ktosia zapatrzonego w nurt porywistej rzeki, to ten prostował się mimowolnie, niczym kot przyłapany rozkazem dowódcy, jak harcerz wygarnięty z namiotu przez gwizdek zastępowego, czy też zięć przyszpilony do ściany świdrującym spojrzeniem zołzowatej teściowej. Rozlane na balustradzie łokcie same schodziły z wygodnego oparcia, ręce opadały wzdłuż pękatego tułowia, dłonie przylegały do wyprasowanych spodni, a w źrenicach pojawiały się znaki zapytania. Ktoś musiał co rusz otrząsać się z fali niepokoju po przemarszu Energicznej, na nowo układać łokcie na metalowej barierce, przypominać sobie, że teraz odpoczywa, że gapi się na wierzby, by jeszcze raz zapamiętać witki nad wodą, by zabrać ze sobą graniczny obraz, który od przedwczoraj jest dla niego pejzażem równie zaskakującym, jak rodzinne podwórko bez piaskownicy i huśtawki. Energiczna na pozór wcale nie przejmowała się Ktosiem, mostem, rzeką, wierzbami. Była zajęta pilnowaniem, aby każdy krok odmierzyć na rozpiętość wąskiej spódniczki, aby w momentach zatrzymania się prawa stopa była zawsze oddalona od lewej o jednakową wartość, aby wąski pasek materiału tworzył nad kolanami coś w rodzaju ciasnej folii na udach. Ktoś wolałby odpoczywać samotnie. Gdyby nie to, że czas naglił, wybrałby się tutaj z kijami i wędkarskim krzesełkiem, tuż przed świtaniem, jak kiedyś. Rzucił okiem na bębniącą obcasami. Mini skrawek na pupie, anorektyczne kolana w czarnych rajstopach, fikuśny żakiet, który więcej odkrywa, niż okrywa, wyzywająca apaszka, czerwone szpilki - niby szykownie, a wszystko razem nie robiło dobrego wrażenia. Pomyślał, że ma za płaskie pośladki, że chodzi sztywno, nieapetycznie. Nie pasowała do porośniętych brzegów i ospałych osad w pobliżu rzeki. Przeszkadzała, jak ludzie, którzy bez ceregieli zagarniają w posiadanie wyszystko i wszystkich bez wględu na cenę. Stukot czerwonych butów i wyraz zawzięcia w kącikach wąskich ust - wysyłały sygnały, że Energiczna nie mieści się w centrum ciepła słowa: kobieta. Czeka na kogoś, czy szuka okazji? - przemknęło mu przez głowę zasadnicze pytanie, ale natychmiast odgonił je, jak muchę. - Czort wie, co to jest... - bąknął pod nosem, zdecydowany odwrócić się plecami i ignorować zupełnie czyjąś obecność przy swoim pożegnaniu. - Spacer. Żaden czort, tylko spacer. Tak bardzo przeszkadzam? - Nie - zaprzeczył dużo szybciej i głośniej, niż chciał. - Zaglądam sobie, ktoś musi obserować dwa brzegi. Energiczna rzuciła się na jego "nie", jak na doskonały pretekst. - Chyba zgodzi się pan ze mną, że nie można widzieć dwóch brzegów stojąc po jednej stronie, patrząc z lewego na prawy, czy odwrotnie. To proste nawet dla przedszkolaków. - Tak. Ale ja nie o tym. - Nie musi mi pan wyjaśniać, czym jest ludzka ciekawość. Mruknął pan: "Czort wie, co to jest?" Mam absolutny słuch. Nic złego, ale zdarza się nielicznym. Przypadkiem trafił pan na taką spacerowiczkę, która świetnie słyszy, więc pośpieszyłam grzecznie z odpowiedzią na pańskie wątpliwości. Proszę się teraz nie wypierać, że nie chodziły panu po głowie wątpliwości. - Nie wypieram się. Coś tam powiedziałem, ale... - Żadne ale. Padło pytanie, wiadomo o co pan pytał. Udzieliłam panu wyczerpującej odpowiedzi. - Wystarczającej, jednak... - Najpierw mnie pan bezczelnie zaczepia, nagabuje pytaniem, a zaraz potem wszystkiemu zaprzecza. Paradne! Twierdzi pan, że wcale nie padło to, co padło, ale wcześniej sam pan potwierdza, że mnie pytał. Doprawdy, to śmieszne. Mówię: śmieszne, bo nie znoszę awantur, a powinnam powiedzieć bez szczypania się: chamskie. Ale nie będę zniżać się do pana poziomu. Za nic. Nie jestem prostaczką i nie chcę rewanżować się za to nachalne wścibstwo w moje prywatne życie. Nie. Chociaż dobrze wiem z jakiego brzegu rzeki pan tutaj przylazł, a ja po ludziach z tamtego brzegu od dawna nie