Linie brzegowe
ł coś o podsłuchiwaniu, a potem o aferach z budowaniem mostu. Wściekał się, zwyzywał mnie od wariatek i żandarmów. - Agresywny skurczysyn. Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś? - Chciałam, ale nie zdążyłam, bo już byłeś przy nim. - Szybko spuścił z tonu i grzecznie przeprosił. Energiczna usadowiła się na miejscu obok kierowcy. Jechali w ciszy, słuchali rówmiernych obrotów silnika, patrzyli na mijane drzewa. Chyba wszyscy trawili coś, co stało się na moście, co trudno ubrać w słowa, gdy rzeka ma aż dwa brzegi do wyboru. Ciszę przerwała drobna dziewuszka na tylnym siedzeniu: - Są rzeczy, których nie idzie z siebie wyrzucić raz zawsze z żadnego mostu. Dobrze zbudowany wraz z małżonką poprawili się na siedzeniach, jakby córka powiedziała swoją kwestię zbyt trafnie. - Tam nikogo nic nie obchodzi. Jego też nie obchodziło. Wystraszyłam się, że może mnie uderzyć. - Odstawiasz samochód do warsztatu, to mało ci w tyłek nie wlezą. - Pracują na życie. Nam też się nie przelewa, dlatego naprawiamy, dlatego u nich, bo taniej. - Nic nikogo już nie obchodzi. Postał na moście i pognał przed siebie. - Tak samo oddalamy się od brzegu rzeki, jak on jedziemy po jakiś własny, święty spokój. 2013-11-15