Las - opowiadanie fantasy, rodział I
Wszyscy Maro mieli jasnoblond włosy i oczy w różnych odcieniach błękitu, ona zaś miała ciemnobrązowe włosy i oczy w odcieniu intensywnej zieleni.
Powtórzyła w myślach przepowiednie, jaką wieszczka Vidante otrzymała od boga zemsty – Vengo sto lat temu, po ostatnim dniu walki z Ludźmi Lasu.
Dniem gdy Suno i Akvo zatracą granicę
Narodzi się prawda
początek
i koniec
Zielonym zwierciadłem Arbaro chłonąć będzie
nastąpi koniec Maro
zło zmyte zostanie
Arbaro z Maro powstanie
początek prawdziwej Insulo
Nagle rozmyślania dziewczyny przerwały głośne krzyki i ujadanie psów jak na polowaniu. Wstała z ławki przestraszona, usłyszała, że coś przedziera się przez zarośla za ogrodzeniem, cofnęła się gwałtownie i przywarła plecami do drzewa. Przez ogrodzenie przeskoczył młody chłopak o włosach ciemnych jak noc. Ubrany był jedynie w spłowiałe spodnie, z rany na przedramienia obficie ciekła mu krew, rozglądał się jak zwierzę w pułapce szukające ucieczki.
O bogini, to Arbaro! – pomyślała i zakryła usta dłońmi tłumiąc krzyk, jednak to nie pomogło, chłopak odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał prosto w oczy.
Veron zdała sobie sprawę z tego, że nie ma drogi ucieczki, za plecami miała pień drzewa , po lewej stronie ogrodzenie, z drugiej strony szopę na narzędzia, a na wprost siebie….. Jego.
Słyszała, że Arbaro są okrutni, ale gdy spojrzała na chłopaka widziała strach w jego oczach, chociaż bardzo starał się go ukryć.
Odwrócił głowę, pogoń było słychać coraz bliżej.
Veron podbiegła do szopy i otworzyła drzwiczki. Nie wiedziała czemu to robi. Ten chłopak był jej wrogiem, nie powinna mu pomagać ale jak można nie pomóc komuś, kto tej pomocy potrzebuje? Miała nienawidzić kogoś kogo nie zna? Czy w ten sposób dopełnia się moje przeznaczenie? – myśl ta pojawiła się nagle.
-Tutaj! Nie będą cię tu szukać – przywołała go gestem.
Chłopak zrobił krok w jej stronę i się zatrzymał. Widać było że walczy sam ze sobą. Jeśli jej zaufa, a ona go oszuka znajdzie się w pułapce i zginie.
- Nie masz żadnego wyboru – powiedziała jakby czytając jego w myślach.
Arbaro podjął szybką decyzję. Mijając ją w drzwiach zatrzymał się na ułamek sekundy i spojrzał w jej stronę. W jego lekko skośnych oczach dostrzegła błaganie i…rzucone wyzwanie. Wstrzymała oddech.
- Możesz mi zaufać – skinął głową i wszedł do środka. Za ogrodzeniem słychać już było mężczyzn, jeden z nich z trudem przeskoczył przez ogrodzenie i podbiegł do Veron.
-Arbaro! Widziałaś go dziewczyno?!- złapał ją za ramiona i potrząsnął.
Pokręciła przecząco głową.
-Tu go nie ma – krzyknął do pozostałych.
Hałas przywołał inne mieszkanki świątyni, kapłanki i służące zaczęły gromadzić się w ogrodzie.
-Co tu się dzieje, na Beleco?! – krzyknęła Mateno, najwyższa kapłanka bogini piękna.
-Arbaro- odpowiedział mężczyzna jednym słowem, które wiele wyjaśniało i z powrotem wspinał się na ogrodzenie.
-Nie mają już żadnych świętości!- kapłanka spojrzała w stronę Veron – A co ty tu robisz? Odpoczywasz? Wracaj natychmiast do kuchni!
Veron posłusznie skinęła głową, miała ochotę ostatni raz spojrzeć w stronę szopy ale nie chciała swoim nierozsądnym zachowaniem zdradzić kryjówki Arbaro.
Pobiegła do kuchni za Brenyo. Nie mogła się skupić na pracy, ciągle myślała o tym chłopaku. Czy ciągle tam jest? A może już udało mu się uciec?
Nie musiała się martwic, że ktoś dostrzeże jej zdenerwowanie ponieważ w całej świątyni panowała nerwowa atmosfera. Martwiono się czy młodzieniec był sam, a jeśli nie, czy porwano jakąś młodą dziewczynę.
Część kapłanek nie spożyła nawet kolacji tylko od razu udała się do świątyni by modlić się do bogini by uchroniła ich przed ludzkim uosobieniem Vengo tym „Arbaro - nieszczęściem, który śmiał zbrukać ziemię Maro” jak powiedziała najwyższa kapłanka.
Niestety Saliko nie zdecydowała się na modły – pomyślała Veron kiedy musiała jej usługiwać przy kolacji. Na szczęście dziewczyna była tak przejęta tym, że jeden z Ludzi Lasu pojawił się w pobliżu ich świątyni, że nawet nie dostrzegła Veron. Rozmawiała podniesionym głosem z Flaurą.
Z rozmów kapłanek Veron udało się dowiedzieć, że pogoń została zakończona, Arbaro udało się uciec do lasu, do swoich i , że żadna z Maro tego dnia nie zaginęła. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że nic się mu nie stało, sama dziwiła się sobie, że tak martwiła się o chłopaka, którego w ogóle nie znała, ba!, którego powinna z całego serca nienawidzić.