Kruki

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Co on musiał myśleć?

Zaciska powieki. Wciąż siedzi mu to w głowie. Nie pomaga tłumaczenie, że to niechcący.

Oprócz dwóch kruków nikt nie widział, jak do tego doszło. Mariusz kłamał, że był odwrócony, zajęty pracą, a Łukasz musiał się poślizgnąć.

Powtarzał to jego bratu, Krzyśkowi, pozostałym kolegom, policji i żonie Łukasza. Tylko Krzysiek mu nie uwierzył.

Szukał winnego.

Mariusz bał się, że odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci. Dalej się boi.

W gardle rośnie klucha. Nie z żalu czy tęsknoty, ale ze wstydu.

– Co by zmieniło powiedzenie prawdy?!

Wie, że nikt go tu nie usłyszy, oprócz tych ptaków.

Nie ma żadnych kruków!

Nie rozumie, dlaczego się tak męczy.

Bo nie jesteś złym człowiekiem! Ale tylko by cię znienawidzili, nic więcej!

Sam nie wie, czego bardziej się boi. Kary, czy tego, co by o nim pomyśleli. Wciąż słyszy Krzyśka, jak krzyczy, że to na pewno jego wina, że podejrzanie się denerwuje.

Dobrze, że inni go uspokajali. Ale Krzysiek widział po Mariuszu. Wiedział.

Cały czas wie. Przecież nie zapomni.

Podskakuje, kiedy znów słyszy krakanie.

– Krraa! Prawda! Zgniła mgła! Czarna, krraa. Uciekaj! Krraa!

– Tak, to była zgniła mgła – mówi przez zęby.

Ziąb był straszny, mgła zamarzała. Sam się kilka razy poślizgnął.

– Krraaa! Ratuj się, prawda, krraa, uciekaj!

– To było niechcący!

– Krraaa! Nadchodzi mgła! Zgniła! Czarna!

– Zamknijcie się wreszcie!

Kraczą tuż obok namiotu, chodzą i łopoczą skrzydłami, niemal czuje podmuch.

Nic tam nie ma!

Ale i tak boi się otworzyć oczy.

To tylko wiatr!

– Czego ode mnie chcecie?!

Nie ma tam żadnych ptaków! Jeśli są, to najwyżej kraczą. Słowa tworzy moja głowa! – tłumaczy sobie, ale i tak ściska w dłoni nóż.

Na tamtym dachu też były dwa kruki. Jeden z nich siedział kilka metrów od nich. Wszyscy je widzieli. Tamte były prawdziwe, ale tych nie jest pewien. Nie ma najmniejszej ochoty sprawdzać.

Może słyszę te tutaj, przez tamte, bo widziały jak Łukasz spadał?

 


***

 


Całe popołudnie, wieczór i noc Mariusz spędza w namiocie. Sięga tylko do przedsionka po drewno. Uciążliwe jest ubieranie się i wychodzenie z ciepłego schronienia za potrzebą, jeśli nie jest to coś grubszego, dlatego sika do butelki.

Jest już rano, zupełnie jasno. W końcu musi wyjść.

Wiatr ucichł. Nie słychać zupełnie nic, nawet chlupania wody o brzeg.

Kruki hałasowały do północy. Mózg najwyraźniej w końcu się znudził i zamilkły.

Jesteś niepoważny.

Bzyczenie suwaka zakłóca ciszę. Pojawia się niewielka szczelina w wejściu.

Ale mgła.

Odchyla materiał jeszcze bardziej.

Mleko.

Nie widać jeziora. Ledwie brzeg.

Nie ma żadnych kruków.

W sumie nie wie czy nie ma. Widoczność jest bardzo słaba, dalej mogą być na wyspie.

Nigdy nie widział tak gęstej mgły, snuje się nawet po ziemi, jak dym.

To przez wodę dokoła.

Wychodzi na zewnątrz, prostuje się, przeciąga i odwraca, a wtedy odskakuje do tyłu jak poparzony.

Z ust wypada mu krótkie:

– Co.

Widzi bardzo wysokiego, łysego mężczyznę ubranego na czarno.

– Dzień dobry – mówi Mariusz i robi krok w tył, bo uśmiechnięty osobnik wciąż stoi za blisko.

Właściciel wyspy?

Jest zupełnie łysy, ręce zwisają swobodnie. Nie wygląda na rolnika czy kogoś takiego. Jest przystojny i gładko ogolony. Ubrany w stylowy czarny płaszcz. Dół czarnych spodni ginie we mgle, nie widać stóp.

– Pan jest wędkarzem? – wypala Mariusz.

Intruz uśmiecha się szerzej i zaczyna mówić, ale jego głos dudni zewsząd, aż drży wyspa.

– MOGŁEŚ POSŁUCHAĆ STWORZEŃ.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04