Kochana
Jesteś mi winien przysługę.
A ona poprosiła mnie tylko o gest, tak mały, nie widoczny. Bym do niej pomachał kiedy będzie odchodzić.
Więc zrobiłem to. Pomachałem i machałem jeszcze długo po tym jak zniknęła za horyzontem.
Niby postać, niby człowiek, lecz bez twarzy. A może ja jej po prostu nigdy nie zauważyłem.
I za te wszystkie lata męki z nią po prostu pozwoliłem jej odejść.
I dobrze.
Ja wiem, że ona wolałaby umrzeć. Lecz na to jej nie pozwolę. Kocham ją, ale teraz, teraz jej nienawidzę, jest moim największym wrogiem. I nie wybaczę jej, nie dam jej szansy. Przegrała. Ja też.
Pewnego dnia wróciła. Jeszcze piękniejsza niż kiedykolwiek. Piękna postać bez twarzy.
Była smutna? Zmieszana? Płakała czy się śmiała? Czego chciała?
I powiedziała, jakby głosem dziecka, że pamięta. Jak do mnie biegła.
Przez łąkę białych kwiatów i że pamięta jak wtedy uciekłem spłoszony jej beztroską, miłością, promiennością, szczęściem.
Ale mnie to nie obchodzi. To nie byłem ja.
Chcę żeby odeszła, więc mówię odejdź.
I wtedy widzę jej twarz a w niej pół swojej twarzy.