Kochając staniesz się gwiazdą...
Uprzedzam napisałam to gdy byłam nader młodziutka:Pdlatego może wydać się takie nierealne i banalne. Nad brzegiem jeziora otoczonego lasem co noc na jednym z kamieni przysiadywał Elf. Była to elfia dziewczyna nazywana Arweną. Jej imię oznaczało gwiazdę wieczorną, dlatego pośród ciemności nocy bił od jej urody niesamowity blask. I choć nikomu jeszcze nie udało się ujrzeć ją nocą, wielu pośród najmężniejszych elfów marzyło o jej cudownym sercu, lecz ona nie chciała nikogo z nich. Z coraz większym smutkiem patrzyła za odchodzącymi od drzwi jej domu adoratorów ze zwieszonymi głowami. Niestety nie mogła oddać swego serca żadnemu z tych elfów, gdyż już innemu je oddała. To czego pragnęła to bliskości Księżyca, który co noc spoglądał na nią czule. To dlatego przychodziła nad ten brzeg olśniewający wieczorami swym pięknem...Tu najlepiej było widać jej ukochanego, odbijającego się w tafli jeziora i wyłaniającego się spośród drzew. Przesiadywała na swoim ulubionym kamieniu, niczym księżniczka na tronie, tęsknie spoglądając w stronę swej zakazanej miłości. A łzy, które nader często obmywały jej twarz, pogłębiały i upiękniały wodę z jeziora czystego i słonego jak jej płacz... -Miłości moja, najdroższy memu sercu czemuż Ty tak odległy? Moje serce rwie się do Ciebie najmilszy, lecz boi się, że na darmo poleci w niezgłębiony wszechświat. Żebyś ty mi chociaż słóweczko powiedział...Dał jakiś znak, że czujesz to co ja...Spójrz na mnie kochany, chociaż to mi daj...Słyszysz nocny śpiew lasu? Moje serce gra dla Ciebie jeszcze piękniejszą muzykę...Posłuchaj tylko...-Szeptała czule Arwena ze wzrokiem utkwionym w gwieździstym niebie. Potem milkła by pozwolić nacieszyć uszy ukochanego pieśnią jej serca. A chrząszcze widząc jej smutną twarz przygrywały na skrzypcach nutki wypełnione nostalgią. Adoratorzy pań żab z melancholią ukrytą w kumkaniu wyznawali im swą miłość przez wzgląd na nastrój Wieczornej Gwiazdy. A ona w ciszy delektowała się wspólną chwilą jej serca z umiłowanym sercem...Godzinami rozmyślała o Księżycu i zamartwiała się, tym jak przybliżyć swoje serce jeszcze bliżej jego. Jakże bolesne były dla niej wschody Słońca, kiedy to znikał z jej oczu najmilszy widok. Nienawidziła poranków i nie znosiła widoku Słońca. Upajała się chwilami zachodu i cieszyła z odejścia gorącej gwiazdy. Dla niej najważniejszym aktorem na niebiańskiej scenie był Księżyc i nic poza tym nie miało znaczenia... Tej nocy Arwena jak zwykle udała się na spotkanie ze swym kochankiem. Ponownie roniąc łzy wyrzekła z głową uniesioną ku górze: -Najmilszy mój kiedy ty wreszcie zabierzesz mnie do siebie? Pragnę twojej bliskości, chcę spijać z twych ust słowa płynące do mnie niczym słodką ambrozję...życie dla mnie zaczyna się dopiero nocą, bo wtedy jesteś ze mną...Za dnia jestem jedynie duchem, co samotnie błąka się po świecie tęskniąc za ukochanym...Powiedz mi proszę, błagam co ja mam zrobić? Cały las nagle ucichł z napięciem czekając na odpowiedź dla zrozpaczonej dziewczyny. A ona wsłuchując się w ciszę nie potrafiła nic z niej zrozumieć. Nadzieja iż kiedyś jej uczucie zostanie odwzajemnione była coraz mniejsza. Serce jednak nadal kochało gorąco srebrzystego pana... -Milczysz...dlaczego?! Milczeniem wtrącasz mnie do mrocznych lochów i zniewalasz w kajdany moją duszę...A przecież mnie kochasz...prawda?- od wysokiego krzyku głos opadał coraz niżej, a ona robiła się coraz mniejsza... Wtem coś zaszeleściło w krzakach. -Tak...Kocham Cię piękna pani i nie mogę patrzeć jak cierpisz. Wybacz mi jeśli naruszam twą prywatność, ale urzekła mnie twa uroda i cierpienie wyzierające spomiędzy twego ciepłego uczucia...Ja nie jestem jeszcze gwiazdą, ani tym bardziej Księżycem, jestem tylko człowiekiem...Lecz dzięki miłości od kogoś takiego jak Ty miła mógłbym być nawet wszechświatem! Pozwól mi gwiazdo cudowna zaświecić z Tobą wspólnym blaskiem...- Słowa te przepełnione miłością i fascynacją wypowiedział ludzki Książe, który zabłądził w lesie. Przypatrywał się dziewczynie szepczącej miłos