Kochaj, rzuć, płać, albo...
Barman przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku, by po moich słowach beztrosko powędrować spojrzeniem gdzieś w głąb sali. Zabębniłem palcami o blat, po czym rzuciłem nań całą dychę. Barman zawiesił wzrok na banknocie. Znów spojrzał na mnie i przetasował spojrzeniem.
- Tylko? – zaskrzeczał
- Taa…
Łaskawie otworzył butelkę i postawił przede mną. Tu chyba nie trzymali się zasad podawania iwa w szklankach. Zazwyczaj wychodzi się z założenia, że jeśli klient nie wie, co pije, to niczego mu nie będzie żal. To musiała być niezła speluna, skoro nie dbano o to, co i kto sobie pomyśli o tutejszej obsłudze. Rozejrzałem się raz jeszcze. W barze było tylko kilka osób. Jeden żul spał, uwalony na krześle pod ścianą. Zawsze się dziwiłem, jak im się udaje zachować równowagę. To raczej stali bywalcy, skoro nawet żuli się nie wyrzuca. Ale ona? Zerknąłem na dziewczynę raz jeszcze. Cholera, gapiła się na mnie. W zasadzie czego można było się spodziewać, pewnie śmierdziało ode mnie na kilometr kimś, kto lubi wtykać nos w nie swoje sprawy. Postanowiłem zagrać otwarcie, nie było sensu się czaić tu pół nocy. Ryzykowałem, że za jakiś czas przestanie być zdolna do rozmowy, więc czas działał tu na moją niekorzyść. Gdzieś w uchu zadźwięczał mi skrzekliwy śmiech.
- Daj se pan spokój… - Barman łypnął do mnie krzywym okiem.
- Wygląda całkiem miło. – Zełgałem idiotycznie
Barman nachylił się do mnie poufnie, i wycierając szklankę jakąś brudną szmata szepnął, owiewając mnie zapachem czosnku.
- Ona zawsze tak wygląda – Zrobił przy tym minę, która miała być chyba i groźna i tajemnicza, przez co wyglądała, jak wyraz człowieka zmagającego się z utrzymaniem swoich procesów fizjologicznych na wodzy.
- To nie zaszkodzi zagaić – Czknąłem, dając znać, że nie jestem taki całkiem obcy i odszedłem od baru, kierując się w stronę stolika, przy którym siedziała dziewczyna, wciąż wbijając we mnie zamglone spojrzenie.
Odsunąłem krzesło, szurając nim dosadnie i zwaliłem się na nie z westchnieniem ulgi. Dziewczyna nadal mi się przyglądała, z ustami lekko wykrzywionymi w uśmiechu.
- Witaj. – Uśmiechnąłem się niezobowiązująco, ściskając w ręku butelkę z piwem. – Masz już dość? – Skinąłem głową na jej butelkę.
Dopiero po chwili podążyła za moim spojrzeniem. Przekrzywiając głowę wpatrywała się w swoją butelkę, kręcąc nią powoli.
- A wyglądam, jakbym miała? – Rzuciła wyzywająco i całkiem przytomnie, co zauważyłem z ulgą.
- Nie, raczej nie. Ale to nie jest najlepsze.
- Po trzecim jest mi właściwie wszystko jedno, jakie. – Rzuciła beznamiętnie.
- Skoro tak, to nie będziesz miała nic przeciwko rozmowie.
Uśmiechnęła się, tym razem jakoś tak serdecznie. To było dobre zagranie. Chociaż łatwo było się spalić, wyglądało na to, że idzie mi całkiem nieźle.
- O czym chcesz gadać?
- Tego jeszcze nie wymyśliłem.
- Daj spokój – parsknęła, pociągając z butelki. – Nie jesteś tym typem „my się znamy, mogę postawić Ci drinka?”
- Pozory mylą.
- Ale nie ten lokal – potoczyła wzrokiem wymownie po otoczeniu.
- No tak… - przygryzłem wargę – A może jestem psychopatycznym gwałcicielem, który poluje na takie nieostrożne, młode kobiety?
Zaśmiała się.
- Tak interesujący ludzie trafiają się tylko w filmach. Niestety… - Dodała po chwili.
- No dobra, to może pójdziemy na górę? – Nie czekając na jej odpowiedź, od razu wstałem.
Nie musiałem rzucać jej wymownego spojrzenia, nie musiałem zmieniać barwy głosu, ani uskuteczniać jakichś kocich ruchów. Ona o prostu zaśmiała się perliście i wstała zaraz po mnie, podążając za mną do drzwi, których kontur majaczył za barem w mdłym świetle starych, zatłuszczonych żarówek.