KOBIETA W LUSTRZE epizod 3
Czy jestem w stanie przebaczyć?
Słońce zaczyna chować się pulsującą bryłą za dachy domostw. W oddali przepływają lekkie puszyste obłoki, zacieniając przez chwilę jego doskonały blask.
Czyż w życiu nie jest tak, że coś przysłoni drogę wydającą się jasną, czystą, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć z której strony nadciągnie zagrożenie? Popełniamy błędy i z wiarą w wyrozumiałość przepędzamy czarne chmury, które na chwilę zaćmiły nam rzeczywisty obraz .
A gdybym to ja zawiodła?
Nie chcę przegrać, znowu przegrać. Nie chcę być nieudacznikiem . Nie chcę myśleć o sobie - pechowiec. Jeśli jest iskierka nadziei, trzeba ją zagarnąć w ciepłe dłonie. Trzeba przytulić ją do serca, a wybuchnie jak gwiazda odnaleziona okiem teleskopu na nieboskłonie zwątpienia.
Tak, tak zrobię. Wrócę, wejdę przez lokal, podejdę tak jak kiedyś, przytulę się, podziękuję , pokarzę, że wierzę w lepsze jutro, nasze jutro.
Nogi niosą mnie tą myślą, jeszcze tylko jeden zakręt i stanie się, będzie dobrze.
Zza narożnego budynku wyłania się jej postać. Idzie pewnym krokiem. Biust pod obcisłą bluzką kołysze się rytmem kroków. Obcasy stukają pewnie na kostkach chodnika.
Zbliżam się z miną zwycięscy. Miną, którą przybrałam już czując smak satysfakcji. Miną, która zastygła bez wyrazu na widok naręcza tulipanów w jej rękach. Naręczem rozświetlonych tulipanów.
- Halo, Joanna! Jaki piękny wieczór, wracasz ze spaceru?
- Tak, to był bardzo miły spacer.
Nie wiem jak wyglądał mój uśmiech. Jedyna satysfakcja tego wieczoru to ten uśmiech, którym przykryłam stertę gruzów w jaki zamieniła się moja naiwność.
Zapanowała szarość. Chropowate ściany mijanych domów kaleczą mnie drwiną. Białe ramy okien wychylają się , przekształcając w szyderczy grymas. Latarnie zawieszone na pałąkach słupów rozkołysały się wisielczym tańcem.
Bezszelestnie, kuchennymi drzwiami dotarłam tutaj. Wylałam resztkę łez. Ostatnich łez.