Kehrseite

Autor: Leon
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

W zamrażarce znalazłem mrożoną pizze z pieczarkami i salami. W piecyku na blaszce była gotowa w kilka minut, razem ze szklanką mleka stanowiła dobry zestaw. Kucała obok kota i głaskała go po głowie, gdy jadł. Oswoiła się? Zrozumiała? Zadziałał w niej pierwotny, samozachowawczy instynkt „graj według reguł i czekaj na dogodną pozycje do mata”? Mnożenie możliwości przerwało postawienie talerza na stole i gestem przywołanie jej do jedzenia. Usiadła na fotelu opierając zadek o kolana i tak jadła, szybko. Popijała łapczywie mlekiem, więc jej dolałem. Ostatecznie jej uczta zakończyła się po dwóch szklankach i zjedzeniu niemal trzech czwartych. Wówczas wypuściła powietrze i padła na fotel. „Zabij ją, zabij, ZabiJaWajWaj. Zarżnij. Jest gotowa. Uczyń to. Zrób. No weź. Szybko. Bądź jak on. Uwielbiasz go.”. Patrzyła na mnie swoimi brązowymi oczami spod nowej fryzury z pytaniem „dlaczego pan to robi?”. Może nawet spodobało się jej takie życie? Nie chciała wracać do tego nudnego, dawnego, gdzie wszystko było identyczne.

Muzyka po raz drugi dzisiaj ucichła. Siedzieliśmy w milczeniu obserwując siebie nawzajem. Najedzona, przerobiona laleczka-dziewica i potwór z czerwonym jabłkiem zamiast serca. Nie byłem nikim innym. Bohema bawi się. Wstałem, w szafie znalazłem dużą butelkę wódki oraz szklankę. Nalałem do pełna i odstawiłem butelkę do kredensu. Wychlałem jednym chlustem. Wciąż ciążył na mnie jej wzrok, który nie pozwalał się na niczym skupić. Siedziała tam, jak jakaś ropucha na dnie studni, z której czerpałem wodę i patrzyła w głębie mojego niedojrzałego świata. Zalałem palenisko jej wolności, ale tliły się iskry, które mogły je wzniecić od nowa. Musiałem ją zabić. Każdy mięsień, nerw i komórka krzyczały o to we mnie, a wódka tego nie uciszała. Byłem samotnym kłamcą na balu prawdomówności. Fotografującym nagość prawdy, stając przed niewinnym, nieświadomości nie potrafię powiedzieć niczego. Kłamać o róży białej, malowanej na czerwono szminką? Kłamać o cnotach dziwek żonie? O białych kwiatach na drzewie mej królowej śniegu?

Wciąż patrzyła. Podkuliła kolana ku brodzie, może zasypiała. W jednej chwili uświadamiała sobie, że wszystko czego się bała stoi przed nią i nie jest już straszne. Potwór ma długie pazury, straszne kły, złowieszcze spojrzenie i puchaty ogon. I w dodatku, nazywa się kot. Będący jedynie łasy pieszczot przymila się ku rękom. Teraz, albo nigdy. A jeśli nigdy, to poddaj się. Próba dalszego idealizowania byłaby zbyteczna. Nie ma skrzypiec grających gitarą i fortepianem. Nie ma snów, które wzniosą Cię ku temu, co niebezpieczne. Rozpadasz się i przegrywasz. Spiralne schody. Czy to nie tu ją zepchnąłeś, wśród kartek z twoimi nutami? Czy to nie tu rozpinałeś jej koszulę i układałeś nową sukienkę taśmą, zszywaczem po jej nagim ciele? Kręciło Cię to, czy nie? Przecież tego właśnie chciałeś. Biec. Uciekać. O oddychaniu już zapominałeś. Zabij. Zabij ją i zapomnij. Jak o każdej, którą upiękniłeś. Jej oczy jeszcze resztką walki przed zmęczeniem obserwowały wpatrując się we mnie. Zakryłem ją kocem, tym, którym otulałem wcześniej jej nagie ciało. Zasnęła ostatecznie, otaczając się nieznanym.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Leon
Użytkownik - Leon

O sobie samym: Nie lubię swojego życia. Pisać też nie lubię, a jak coś piszę to to kasuje. Miewam błyskotliwe cytaty.
Ostatnio widziany: 2023-02-01 17:38:28