Ka¿de piêæ sekund po b³ysku pioruna
Ka¿de piêæ sekund po b³ysku pioruna, w czasie których nie s³yszymy grzmotu, oddala nas o mile od miejsca, gdzie uderzy³. W wypadku ch³opaka stoj±cego na balkonie dziesi±tego piêtra, sk±d widaæ ka¿de kolejne wy³adowanie nigdy nie zastanawiam siê, co to w praktyce oznacza. On zawsze wychodzi, kiedy psuje siê pogoda i czatuje tam z aparatem. Ja stojê za szyb± i w³a¶nie zgasi³em ¶wiat³o, ¿eby mnie nie zobaczy³. To samo piêtro tyle, ¿e naprzeciwko, z widokiem na resztkê dobrej pogody jaka zosta³a na widnokrêgu, z nie widokiem na burzê. Patrzê wnikliwie jak ustawia d³u¿szy czas na¶wietlania i statyw, to musi oznaczaæ, ¿e dla niego te b³yski i grzmoty ju¿ nie wystarcz±. On musi je mieæ zapisane na optycznej ta¶mie.
Jest taka dziewczyna, na szczê¶cie ona nie przestaje na balkonie dziesi±tego piêtra w czasie burzy. Ona siê w tej historii ukrywa i to nie jak ja, przy zgaszonym ¶wietle, i to nie jak pogodne niebo na coraz bardziej burzowym widnokrêgu. Widujê siê z ni± w tygodniu na studiach, których siê jako¶ wstydzê i zaczynam ¿a³owaæ, ale jednocze¶nie mam dziêki nim tê przekorn± nadziejê, która koniec koñców wszystko zwyciê¿a. I tam w³a¶nie, na korytarzach katedry j± widujê, kilka razy w tygodniu i okrutnie chcê byæ blisko niej i rozmawiaæ o ciekawych rzeczach i móc od czasu do czasu musn±æ j± wierzchem d³oni.
Tak czy inaczej, burza tego wieczora zbli¿a³a siê coraz bardziej, on za³o¿y³ kurtkê, a potem przyniós³ jeszcze jedn±. Na aparat. Przez chwilê wydawa³o mu siê na tym balkonie, ¿e jest z nim kto¶ jeszcze, prawdopodobnie jaka¶ dziewczyna, bo ka¿dy ch³opak ma w g³owie ukryt± jak±¶ dziewczynê. I zapewne czu³ na sobie mój skupiony w bezcelowym oczekiwaniu wzrok, tote¿ wra¿enie czyjej¶ jeszcze obecno¶ci w zacinaj±cym deszczu by³o w nim spotêgowane. Krêci³ siê wokó³ statywu, ³apa³ za g³owê, to siê podrapa³, to ¶cisn±³ nozdrza w kombinerkach kciuka i wskazuj±cego, to opar³ siê o barierkê, to przetar³ oczy, to jeszcze mnóstwo czynno¶ci, z których ¿adna, ani na moment nie odegna³a wra¿enia tej obecno¶ci. ¯adna z nich te¿ nie nak³oni³a go do powrotu wewn±trz. Zrobi³o siê ciemno. Tak jak to bywa czasem przy burzy, nagle nic tylko granatowe niebo i czarne kontury ob³oków. Pioruny wal± bodaj¿e te piêæ sekund od niego, czyli oko³o milê, nieraz bli¿ej, kiedy¶ wiedzia³em, ile to kilometrów, dzisiaj moje liceum pozostaje okresem zapomnianym przeze mnie tak w swej sferze edukacyjnej, jak i prywatnej. Czasem spotykam znajomych, czasem odwracam siê i uciekam na widok starych przyjació³. Ale on, tam na balkonie, obok maszyny nikona ustawionej na okrutnie d³ugi czas na¶wietlania i co tam jeszcze do tych piorunów potrzeba, na pewno wie, jak to daleko jest w kilometrach. Jak bardzo jeste¶my odlegli.
Tamta dziewczyna z uczelni, mog³aby byæ tu teraz ze mn± i wtedy wszystkie obserwacje wypowiada³bym na g³os i mo¿e w ustach ludzkich te ci±gi s³ów brzmia³yby chocia¿ trochê jak „Fuga ¶mierci” Celana, najwiêkszego poety po tamtej stronie, w przek³adzie Ryszarda Krynickiego. Tamta dziewczyna byæ mo¿e z pocz±tku ¶mia³aby siê z tej poezji, sam bym siê ¶mia³, gdybym umia³ siê ¶miaæ jednocze¶nie na¶laduj±c Celana. Gdybym zadzwoni³ i tak jak nieraz potrafiê, zachêcaj±co dobrze siê wypowiedzia³, ona z pewno¶ci± jest jeszcze wra¿liwa na mêski g³os w s³uchawce, wyczu³aby, ¿e w pokoju jest ciemno. Dla niej ten dystans to przeja¿d¿ka rowerem. Ale ona jest w tej historii niestety tylko ukryta.
Burza tymczasem coraz rzadziej pozwala odró¿niaæ ¶wiat³o od d¼wiêku. W migawce coraz ciekawsze ujêcia. Szyba dr¿y jak upuszczona na pod³ogê szklanka, która jakim¶ cudem siê nie zbi³a, ale co¶ mówi wszystkim uczestnikom przyjêcia, ¿e i tak jest pêkniêta. Moja oparta o szybê czaszka dr¿y, moje wnêtrzno¶ci dr¿±, w tym serce. I on po przeciwnej stronie tak¿e trzêsie siê co kilka sekund. Coraz czê¶ciej podchodzi przytuliæ siê do nieobecnej osoby, a raczej statywu obci±gniêtego kurtk± przeciwdeszczow±. Byæ mo¿e odmawia teraz wiersze Celana i potrzebuje drugiego g³osu, bo odmawiaæ je, nawet je¶li g³o¶no, tylko z nie¿ywym autorem, t³umaczem oraz w domniemanej obecno¶ci kobiety, oznacza jedynie ruszaæ ustami. A jeszcze ta wspania³a spiskowa teoria, jakoby ducha mo¿na by³o sfotografowaæ. To by³yby pieczenie na jednym ogniu i pewnie on po to w demoniczn± burzê wychodzi, jak zawsze zreszt± w burzê, i strzela w dal automatyczn± migawk±. To dlatego rusza ustami na deszczu, zwo³uje te dusze, ludzi z tamtej strony ekranu, ¿eby siê pojawiali. Najpewniej wierzy, ¿e piorun to, wiêcej, ni¿ jakie¶ naukowo opracowane fotony, jakie¶ zwi±zki azotu, jakie¶ przypadkowe znamiê na widnokrêgu. To czê¶æ misternie knutego obrzêdu.