TAM
Mężczyzna wstał najwcześniej w całym domu. Leniwie podniósł powieki i zobaczył, że jego żona śpi obok. Nie chciał jej budzić. Dobrze wiedział, że Greta lubi dłużej pospać. Prawie bezgłośnie wstał i powłócząc nogami dotarł do łazienki. W lustrze nieogolona twarz wyglądała ohydnie. Nie miał już dwudziestu lat, żeby mógł pozwolić sobie na drobny zarost na twarzy, który w wieku młodzieńczym wygląda dość efektownie. On zresztą nigdy nie nosił takiego. Ogolił się bardzo dokładnie wiedząc, że nie może pozostawić żadnego miejsca, na którym mógłby się pojawić chociaż cień zarostu. Świadczyłoby to o jego niekompetencji. Nawet zwykły zarost na twarzy mógł TAM wywołać niepożądane efekty w formie kpin czy braku szacunku. Dokładnie wtarł również wodę po goleniu, a spowodowane przez nią pieczenie ukoił kulistymi ruchami wokół nosa i ust. Włosy również musiały być uczesane dokładnie. Najlepiej, gdy były dłuższe, tak, aby można je było przygładzić ręką i żeby dalej wyglądały jak pieczołowicie ułożone. Mundur wisiał na wieszaku w przedpokoju od wczoraj. Nie było potrzeby prania czy prasowania, gdyż był to pierwszy dzień po weekendzie i mundur po wcześniejszych zabiegach, wyglądał nienagannie. Delikatnie wkładając koszulę, zapiął mankiety na guziki w znanym mu kształcie. Czerń z srebrnymi emblematami doskonale prezentowała się na jego atletycznej sylwetce. Z uśmiechem popatrzył w lustro i dalej z pedantyczną dokładnością zapinał guziki koszuli. Spodnie wyprasowane na kant i wysokie buty wypolerowane do połysku. Był gotowy. Wszedł do kuchni w pełnym rynsztunku, gdyż ubranie munduru było sprawą najważniejszą. Po domu chodził w butach, jemu było wolno, ale dzieci i żona nie miały tego przywileju. On był panem domu; on rządził TU i TAM. Śniadanie wyglądało pysznie. Razowy chleb, świeże bułki – do wyboru – do tego masło i dżem. Był jeszcze pasztet i mleko. To były zalety mieszkania na wsi. Współczuł ludziom jedzącym sklepowe jedzenie. On miał to szczęście, że nie musiał go kupować. Mleko i masło pochodziło z jego gospodarstwa, a pasztetem częstował go sąsiad. Również wszelkie owoce pochodziły z sadu, który rósł nieopodal. Greta podała właśnie herbatę. Była niezastąpiona. Małżeństwem byli od siedmiu lat. Poznał ją będąc jeszcze w szkole średniej. Urzekła go jej piękna cera, jasne blond włosy i błękitne oczy; przypominały mu lagunę, której zresztą nigdy nie widział, no chyba, że na czarno-białej fotografii. Była ideałem zarówno piękna jak i umysłu. Była wszystkim tym, do czego starożytni Grecy dążyli przez całe życie. Do stołu dosiadł się mały Max. Mężczyzna poklepał syna po głowie, a tamten odwdzięczył mu się uśmiechem. - Tylko nie spóźnij się dzisiaj do szkoły. Chłopiec znów się uśmiechnął i ugryzł kawałek bułki przygotowanej wcześniej przez jego matkę. Na zegarze znajdującym się w salonie wybiła godzina siódma. Mężczyzna podniósł się z nad stołu i z kawałkiem bułki w ręku zaczął szykować się do wyjścia. - O której dzisiaj wrócisz? – zagadnęła go Greta. - Dzisiaj mam nockę, więc nie czekaj na mnie. Uśmiechnął się do niej szczerze i ucałował w czoło, przeczesał włosy Maxa ręką i wyszedł szybkim krokiem. Na dworze jesień była w pełni. Żółte liście kołysały się na drzewach, resztkami sił trzymając się przy powyginanych gałęziach. Na ziemi pod drzewami wyścielony był już dywan z tychże liści. Samochód już czekał, a kierowca skinął głową porozumiewawczo, gdy August wyszedł z domu. - Jak tam dzisiaj? - Dobrze. A u Ciebie? - Chyba zaczyna mnie łapać ta cholerna grypa – wyżalił się Gerhard. August i Gerhard pracowali razem; znali się jeszcze z lat szkolnych. Samochód ruszył i pomknął przez szosę okalaną przez naginające się, różnobarwne drzewa. Zaparkowali dość daleko od głównej bramy, więc samo dojście tam trochę im zeszło. August popatrzył do góry na bramę i po raz setny przeczytał już dobrze znany mu napis. Z komendantki kiwnął im wartownik. Po prawej stronie, na placu apelowym zaczęli się zbierać ludzie. Morze