KAY
/>
-To tylko postrzał. Prosze iśc ratować mojego przyjaciela.
-Zna go pan?
-Tak. To Steven Wilson. Pracuje w dziale informatycznym.
Policjantka połączyła się z partnerem:
-Słucham Kay. Mów co się stało.
-Zejdzie do Was ranny człowiek postrzelił go samobójca.
-Gdzie dostał?
-W ramie.
-Bogu dzieki. Wie kim on jest?
-Nazywa sie Steven Wilson. Pracuje jako informatyk.Biegne na dach,uratować naszego "skoczka."
-Bądź ostrożna.
-Nie martw się,nic mi nie będzie.
-To byla moja córka?-spytal kapitan Mackenzie.
-Tak. Mówiła że idzie do nas ranny człowiek.
-To wszystko?
-Za chwile zobaczymy ją na dachu.
„Boże spraw by nic jej się nie stało-poprosił w myślach kapitan. Na glos:
-Harris,Cooper do mnie.
-O co chodzi szefie?
-Gdy pojawi się ranny mężczyzna zabierzecie go do szpitala. Najbliższy to San Bernardino.
-Tak jest.
Przed domem w Culver:
-Pan Colin Lockhard?
-To ja.
-Czy pana żona ma na imię Lucy?
-Tak-z zaniepokojeniem w głosie.
-Pańska małżonka jest w szpitalu.
-Mój Boze! Co jej się stało?
-Wkrótce urodzi dziecko.
-To nie możliwe. Poród dopiero za miesiac.
-Natura nie chce czekac. Kilkanascie minut temu pojechała do szpitala. Mam pana do niej zabrac.
Nie zamykając drzwi pobiegli do śmigłowca. Wznieśli się w powietrze,opuszczając zieloną dzielnicę miasta.
Pod szpital zajechała karetka. Przed wejsciem czekali już lekarze:
-Kogo mamy?
-Kobietę w ósmym miesiącu ciąży. Słabe,ledwo wyczuwalne tętno. Przed kwadransem straciła przytomność. Porównała ból do „wiercenia wiertarką” Skurcze co 10minut po 30 sekund.
-Jak się nazywa?
-Lucy Lockhard.
-Dziekuje.Zajmiemy sie nią.
Za lekarzami zamkneły się drzwi:
-Która sala jest wolna?
-Dwójka.
-Jedziemy!
Na sali:
-Ultrasonografia. Monitorowanie stanu zdrowia pacjentki i płodu. Parametry co 5 minut.
-Panie doktorze,pacjent z gorączką i kaszlem w "4"
- Później.
Lekarstwo dożylnie.Podać leki przeciwskurczowe i podłączyć kroplówke.Michael wezwij położnika. W razie potrzeby wzywajcie mnie.
Wydawszy polecenia,lekarz poszedl do nastepnego pacjenta.
Przed budynkiem szpitala wylądował śmigłowiec z mężem Lucy:
-Niech sie panu urodzi zdrowe i piękne dziecko.
-Dziekuje.
Colin niczym huragan wpadł do szpitalnej recepcji pytając:
-Czy jest tutaj moja żona? Niedawno powinna przywieść ją karetka.
-Spokojnie. Jak się nazywa pana żona?
-Lucy Lockhard.
-Jest na izbie przyjęć,sala numer dwa.
-Gdzie to jest?
-Zaprowadze pana.Diane zastąp mnie na chwile.
Recepcjonistka zaprowadzila przyszłego tatę do żony.
W wieżowcu Kay zostawiła broń i odznakę.Poszla na dach. Policjanci pomogli wsiasc rannemu mężczyźnie do radiowozu i na sygnale odjechali spod budynku WILSHERE'A.
Desperat zmierzał powoli na skraj dachu. Podszedł do krawędzi.Usłyszawszy zgrzypienie drzwi, odwrócił się.
Zobaczywszy Kay,wyciągnął broń. Mierząc do niej:
-Natychmiast zawróc. Slyszysz? Zawróc.
Dziewczyna nie poruszyła się. Serce bilo jej tak jakby zaraz miało wyskoczyć.
-W przeciwnym razie zabije cię. Chcesz tego?
-Rób co chcesz.
-Ja nie żartuje. Zginiesz.Nie będe dwa razy powtarzać. Przy odrobinie szczęścia skończysz jak ten mężczyzna,którego na pewno widziałaś idac tutaj.
-Strzelaj. Na co czekasz? Strzelaj.
Ich spojrzenia skrzyżowały się.
Przed wiezowcem:
-Co robi desperat?-spytał Mackenzie.
-Celuje!
-Do Kay! Panie Jezu,miej ją w swojej opiece.
-Nie daj się zabić partnerko-cicho wyszeptal John.
40-sci pieter wyzej:
-Rozumiem. Próbujesz mnie podejść. Masz za zadanie mnie zbałamucić i sprowadzi