KAY-rozdział pietnasty
Rozdział piętnasty
Z opuszczonymi do połowy granatowymi roletami-w półciemnym gabinecie zanurzona w pracy Jenny nie zauważa że znużony wędrówką Apollo przygotowuje się odpoczynku...że jego złocista karoca zaprżężona w śnieżnobiałe rumaki zmienia barwy-z rozpromienionej przemienia się w niezwykle ciepłą...przesyconą tęsknotą a jednocześnie zapomnieniem...stając się w końcu drapieżną...kuszącą obietnicą i doznaniami.Nie widzi eleganckiego,dystyngowanego woźnicy który zaprzągł nową parę krwistych ogierów i już otwiera drzwi swemu panu rozglądającemu się po swym królestwie...ostatnie spojrzenie...ostatni uśmiech lecz nie dla zapracowanej pani prokurator.Ona nie daje się uwieść zagłębiona w papierach...przeglądająca komputer...przeszukujaca internet...szukająca informacji i sposobu jak usadzić przestepców-największych bandziorów i pozbawionych skrupułów psychopatów:
-Puk,puk...
-Wejdź Norman-podnosząc głowę z nad biurka.
-Ty jeszcze tutaj?-ze zdziwieniem
-Ktoś musi...
-Wsadzać drani za kraty.
-Skoro wiesz to czemu pytasz.
-Bo mnie zaskakujesz.
-Ja?
-I ta skromność.
-Nie robie nic wielkiego.
-Nie skądże,tylko pomagasz miastu być bezpiecznym.
-Przestań się nabijać.
-Nie czynie tego,pójdziesz ze mną na drinka?
-Nie pije alkoholu
-A na kawę?
-Innym razem.
-Miłej pracy strażniczko
-Bywaj.
"Kiedy indziej-patrząc na Jenny-jesteś taka piękna,nawet teraz nad stertą spraw"
Otulona dźwiękiem ciszy morska kraina zasłuchuje się w opowieści wędrownego barda,nucącego pieśń o krainach odległych i cudach nieznanych...Malujący sercem i duszą aleję snów nadworny artysta z ciekawością i zastanowieniem przygląda się niezwykle pięknej dziewczynie i małej uroczej kobietce:
"Co one tu jeszcze robią-zdaje się zastanawiać"
A one zasłuchane w śpiewy morskich syren...zapatrzone w magię malarstwa-w podróże malutkich łodzi dryfujących po tafli pragnień siedzą przytulone do siebie nie chcąc rozstać się z tym co tak zachwyca i koi...
-Mamo,patrz...
Przy brzegu wyleguje się malutka foczka która jakby oniemiała z utęsknieniem patrzy w stronę horyzontu...
-Podejdę do niej.
-Nie kochanie
-Czemu?...mamo-z błagalnym wzrokiem
-Pamietaj kochanie że jesteśmy tu tylko goścmi,przyrodę należy otaczać szacunkiem
-Ymmm-jakby nie dokońca dziewczynka była przekonana słowami matki.
-Powiesz mi coś?
-Tak.
-Gdyby podeszła do ciebie obca osoba bałabyś sie?
-Tak
-No widzisz,ona też cię nie zna.
-Przestraszy się?
-Owszem.
Popatrzywszy się w stronę zwierzęcia:
-Nie będę cię niepokoić foczko.Odpoczywaj sobie i zaśnij w spokoju.
Kay uśmiecha się spoglądając na Sarę:
-Jesteś taka mądra mamo.
-Ty również skarbie...i masz dobre serce.
-Po tobie...będziemy tak częściej rozmawiać?
-Jeśli tylko chcesz.
-Chcę...i to bardzo.
-Ja również.
-No to fajnie.
Po dłuższej chwili przyjemności wynikającej z niezwykłych czarów nadmorskiej przyrody:
-Skarbie...
-Tak?
-Powinniśmy wracać.
-Jeszcze chwilke.
-Będziesz senna
-Nie będę,prosze-z błagalnym spojrzeniem.
-No dobrze,pięć minut i wracamy do domu.
-Do Jenny?
-Tak,czemu pytasz?
-Nie nic.
Dziecko zamilkło a na jego twarzy pojawiła się ulga i widoczne zadowolenie.Matka chciała spytać,dowiedzieć się o co tak naprawde chodzi ale w tym momencie przypomniała sobie słowa siostry...
"Nie nalegaj,sama powie jak będzie gotowa"
...więc tylko pogłaskała zapatrzoną w baśniowy horyzont i morze dziewczynkę-całując jej złociste włosy.
Czarne suwy jadą ulicami miasta zbliżając się do jego obrzeży...skręcają...mijają zabudowa