KAY-rozdział czwarty
Rozdział czwarty
W ogrodzie rezydencji:
-Co porabia maleństwo?
-Śpi słodko.
Płacz dziecka
-Spała...pora ją nakarmic.
Pijąc sok pomarańczowy mezczyzna dzwoni:
-Czy Lockhardowie uwierzyli w śmierć dziecka?
-Nie,ojciec rozmawiał z policjantką.
-Zająłeś się nim?
-Mój czlowiek rozwiazał problem.
-Gliny węszyły?
-Bez rezultatów.
-Dopilnuj by tak pozostało.
-Niczego nie znajdą.
-Jeśli wpadną na trop pozegnasz się nie tylko z karierą.
Przed budką z jedzeniem:
-Chcesz coś?
Cisza
-Kay...
-Tak?
-Na co masz ochotę?
-Na ekspresso.
-Nic wiecej?
-Nie.
-Dwie kawy i zapiekanka.
Przy stoliku:
-Jesteś nie obecna.
-Sprawa Lockhardów nie daje mi spokoju
-Byliśmy w San Bernardino,sprawdziliśmy dokumentację.
-Mogła być spreparowana.
-Są jeszcze słowa lekarza i ordynatora.
-Nie byli szczerzy.Czuje,że Lucy ma rację.
-Jest w szoku,mówi pod wpływem emocji,rozpaczy.
-A jeśli to prawda?
-Po co mieliby okłamywac rodziców? Co zrobiliby z dzieckiem?
-Sprawdźmy czy wcześniej nie było takich przypadków.
-Masz hipotezę?
-Handel noworodkami, zabierają je rodzicom mówiąc że zmarły i dają bogatym bezpłodnym małżeństwom.
-Jeśli masz rację....
-Śmierć Colina to nie był wypadek.
-Ciężko będzie odnaleźć Vana bez numeru rejestracyjnego...
Chłopak w dresie przewrócił staruszkę:
-Nic pani nie jest?
-Zabrał moje oszczędności
Kay pobiegła za złodziejem.Na skrzyzowaniu o mało nie przejechał jej samochód,który wyhamował tuż przed nią.Dresiarz w biegł w jedną z dzielnic,przewracając kosze,tuż za nim policjantka. Znalazłszy się w slepym zaułku wyciągnął nóż.Dziewczyna szybkim obrotem i kopnieciem wytrąca napastnikowi nóż.Rozpoczyna się walka wręcz. Przestępca blokuje prawą rekę dziewczyny,Kay wykonuje szybki skręt nadgarstka,obracając biodra w lewą stronę jednocześnie uderza prawą pięścią w twarz dresiarza.Uderzeniem bocznym w splot słoneczny powala złodzieja na ziemię. Zakładając kajdanki:
-Nie ładnie okradać staruszki.
Przez krótkofalówkę:
-Co ze staruszką?
-Nic,jej nie jest.
-Przywieź ją na Firestone,mam cos dla niej.
-Ucieszy się.
Pod domem staruszki:
-Dziekuje wam
-Jestesmy po to by pomagać
-Niech Bóg panią błogosławi.
-Proszę uważać na siebie.
Jadąc na posterunek:
-To mój...odbierając komórkę-Kay Richards
-Mam informacje w sprawie dziecka Lockhardów.
-Kim pani jest?
-Pielęgniarką,rozmawiałyśmy w szpitalu.
-Czemu wtedy nie powiedziałaś prawdy,Shery?
-Nie mogłam,bardzo ryzykuje dzwoniąc.
-Gdzie się chcesz spotkać
Cisza
-Shery???
Przepraszam wydawało mi się,że ktoś idzie.Spotkajmy się za godzinę w Hollywood Park.
-Dobrze,będę czekać.
Kwadrans później:
-Do domu?
-Tak,wezmę tylko prysznic.
-Cześć.
-Do jutra.
Ciepło przyjemnie zrelaksowało Shery.Spływająca swobodnie po smukłej sylwetce woda dała ukojenie.W miejsce stresu pojawiło się odprężenie.Ciało młodej kobiety przeszył potworny ból, upadła na kolana,brocząc krwią.Ostrze noża poderżneło jej gardło.Osuneła się na posadzkę.
*******
Samochód Johna zatrzymuje na podjeździe.Do zmierzającego w stronę domu policjanta wymierzone jest magnum.Ukryty w zaroslach napastnik kładzie palec na spuście....bez życia pada na ziemię zatrzelony przez nieznaną osobę....
W szpitalu samotnej matce przekazano informację o śmierci noworodka....