KAY-rozdział czternasty
>-Niech idzie Pani do domu...
-Nie..
-Prosze iść...odpocząć i się pomodlić za swego synka.
-A jesli...
-Będę tu zaglądać w każdej wolnej chwili...gdy się coś zmieni zadzwonie.
-Dziękuje...
-Nie ma za co.
-Ma pani dzieci.
-Przepraszam,muszę iść.
-Prosze obudź się-całując synka.
Wychodząc matka jeszcze raz spogląda na swe dziecko.Rozśpiewany Jeep zatrzymuje się przy bocznej drodze:
-Wysiadamy kochanie.
-Gdzie idziemy?
-Jeszcze troche cierpliwości
Zamknąwszy samochód Kay bierze córeczkę za rączkę idą źwirową drogą...dotarłszy na szczyt klifu:
-Wow-dziewczynka z otwartymi ustami rozgląda sie dookoła patrząc zwłaszcza na morze...na morskie fale.
Na twarzy matki pojawia się usmiech:
-Wiedziałam że ci sie spodoba.
-Jeszcze jak...to jest...fantastyczne...najpiekniejsze co widziałam w zyciu.
Patrząc na zachwyconą córeczkę...na jej rozpromienioną twarzyczkę Kay widzi anioła podziwiającego królestwo Neptuna. Chce coś powiedzieć lecz nie czyni tego bojąc się że to wszystko zniknie.Rozpryśnie się niczym mydlana bańka.Może to dziwne lecz tak bardzo cieszyła się odzyskaniem dziecka że chciała by ta chwila trwała możliwie jak najdłuzej.Nie przywana niczym...nawet cichym,czułym szeptem.Wcześniej obawiała się utraty córki...teraz że to tylko ulotne marzenie które może zniknąć za morskim horyzontem-że wystarczy silniejszy podmuch wiatru by to co udało się osiagnąć tego dnia...podczas tej podróży...rozwieje się na zawsze na cztery stony świata:
"A może to tylko sen"-pomyślała-uszczypneła się-nie to prawda,to sie dzieje się na prawdę.
Nic nie mówiąc chłonie to wszystko całą sobą tak jakby chciała zapisać każdą chwile w pamięci.Sfotografować najpiękniejsze momenty i zachować je w swym sercu.Od dawna nieprzyżywała czegoś tak radosnego...nieskazitelnego...już dawno nie widziała Sary tak szczęśliwej...tak...aż brakowało jej słów by to opisać...to znów była jej Sara bez smutku i złości.Tak jak dawniej usmiechała się do niej...rozmawiała z nią jak córka z matką bez kłótni i nie dopowiedzeń...bez ranienia.
"Życie nie może być piękniejsze i...i nie ma nic piękniejszego"
Rozmyślania przerywa głos dziewczynki:
-Mamo?
-Tak kochanie...
-Co to za kwiaty?
-Opuntie.
-Co?-ze zdziwieniem
-Kaktusy zwane też opuncjami
-Acha...ładne
-Tak teraz gdy kwitną są najpiękniejsze.
W hotelowym pokoju:
-Znalazłem łuske.
-A list?
-Nie.
-Ja również.
-Nie wszyscy samobójcy żegnają się ze światem.
-Sam w to nie wierzysz.
-Nie ważne w co wierze,ważne jakie są fakty.
-Nie kupuje tego.
-Ma szef racje.
-Już wróciłaś?
-Jak widać.
-Całe piętro?
-Niech szef zejdzie ze mnie,zresztą każdy mówi to samo.
-Czyli?
-Zero strzałów.
-Jak to możliwe?
-Właśnie jak skoro leżąca tu broń nie ma tłumnika.
Idąca szpitalnym korytarzem Kendra słyszy płacz dobiegający z pokoju w którym odpoczywają lekarze.Otwiera dźwi:
-Samantha? Co się stało?
-Nic.
-Czemu płaczesz?
-Nie płacze
-Akurat.
-Coś mi wleciało do oka.
-Wiem co słyszałam i co widze.
-Zostaw mnie to nie twoja sprawa.
-Jak chcesz.
Z korytarza dobiegają krzyk:
-Alan!
-Boże to Chris.
Pare metrów dalej zwolniony chirurg chwyta lekarza przyciskajac go do ściany:
-Zostaw go
-Odwal się suko!
Sam zostaje uderzona w twarz,upada na posadzkę:
-Nic ci nie jestes?
-Nie
-Dzwonie po ochrone.
Na korytarzu robi sie coraz bardziej gorąco:
-Odbiło ci
-O nie,nic z tych rzeczy straciłem robote przez tego kapusia i tę tu szmatę!