KAY-rozdział czternasty
r />-I dobrze
-Co powiedziałeś?!
-Zrobiłam bym to jeszcze raz
-Zamknij się z toba sie jeszcze policzę.
-No uderz mnie no na co czekasz?Powiedziałem Samancie bo nie mogłem pozwolić by dziecko zmarło przez takiego jak ty pijaka.
-Ty gnoju.
Chcącego uderzyć lekarza Chrisa odciąga ochrona:
-Pójdziesz z nami
-Zostawcie mnie śmiecie!
Próbując się wyrwać Chris wrzeszczy i przeklina.Alan podchodzi do Samanthy:
-Nic ci nie jest?
-Nie,a tobie?
-W porządku.
-Ktoś mi powie o co tu chodzi?
-Kiedy indziej.
-Innym razem.
-No tak jak zawsze.
Kendra patrzy za odchodzącymi i rozmawiajacymi kolegami z pracy:
"Nigdy nic mi nie mówicie jakbym była obca"
********
Nad malowniczym Hamptons zmęczone słońce rozmyśla o odpoczynku...zaczyna się delikatnie przeciągać podobnie jak uśmiechające się syreny na zapierających dech w piersiach jachtach które kierują sie w stronę miejscowości...cumując swe cuda panowie już myslami są przy wieczorze.Rozmarzeni wracają do swych willi...przed jedną z rezydencji w ostatnich ciepłych objeciach promieni wylegują się skapo odziane anioły...popijając margaritę rozmawiają a wiatr niesie ich śmiech.W środku podczas spotkania mężczyzna sprawdza komórkę:
"Popatrz sobie"
-Przepraszam na chwilę
Wychodząc mija dziewczęta
-Cześć Franki
Nic nie odpowiedziawszy przegląda przysłane fotki.Po chwili rozlega się dźwięk telefonu-odbiera:
-Obejrzałeś sobie?
-Zarżnę cię jak psa.
-Spróbuj.
-Twe dni są policzone.
-Przyślij kogos a skończy tak samo jak twa dziwka.
-Zdechniesz kutasie.
Rozłączywszy się Franki wraca do willi
-Coś się stało?
-Mordy w kubeł
Do zebranych:
-Panowie mamy robotę...