Karminowe wspomnienie
Lipcowy wieczór. Przez okno potajemnie zaglądają onieśmielone jeszcze zalotami dzisiejszego słońca słoneczniki. Hortensje napęczniały od łaskoczących płatki kropel letniego deszczu. Ziemia pachnie całym jestestwem lata. Orzeźwiający powiew wiatru rozpieszcza dziś zmysły zapachem lawendy rosnącej na dzikich wzgórzach.
Wskazówki zegara niecierpliwie drgają , nie mogą doczekać się, aż wybiją osiemnastą. Pomalowała paznokcie na karminowy kolor, bardzo lubił ten odcień na jej migdałowych paznokciach. Natychmiast, mimowolnie przypominał mu smak i zapach wakacyjnych, błogich, romantycznych wieczorów, które spędzali tylko we dwoje.
Uwielbiali przesiadywać na drewnianej werandzie do spółki z komarami i świetlikami. Okrywając swoje ramiona ciepłym kocem, obserwowali sznury pereł gwiazd, sącząc półsłodkie wino, tak zachłanni, łakomi, pazerni, głodni siebie. Bajkową scenerię ubarwiał koncert świerszczy i żab w wysokich trawach. Nawet księżyc towarzyszył im tajemniczo mrugając okiem. Spędzali ze sobą wszystkie godziny dnia, wszystkie dni miesiąca, wszystkie miesiące w roku. Od chwili w której zobaczył Ją tamtego dnia, stojącą na moście w zielonej sukience, zakochał się w Niej bez pamięci. Kiedy spojrzała na niego swoimi wielkimi czarnymi niczym dwa kamienie oczami, wiedział, że to właśnie z Nią chce spędzić resztę swojego życia. Oczarowała go swoim spojrzeniem. Było w nim tyle bólu, ogrom żalu za niespełnionymi obietnicami, tęsknota za słowami których, nigdy nie usłyszała, pragnienie ciepła ramion które nigdy jej nie objęły...
Zapragnął obdarować ją swoją miłością, oblepić gorącymi pocałunkami, otoczyć opieką, objąć ciepłem swoich ramion, zamknąć Jej dłoń w swojej dłoni, szeptać do ucha słowa pełne ciepła i czułości, częstować rogalikami troski na śniadanie, dzielić razem sen, chciał dać Jej bezpieczną przystań, stały ląd, spokój zwykłych dni, zapach spełnienia, aromat kawy, wydłużające się wieczorne spacery, blask ognia w kominku, delikatność dotyku, namiętnością nasiąknięte noce, głodne siebie spojrzenia, dwuznaczność chwil, nerwowe wyczekiwanie siebie nawzajem, leniwe popołudnia z książką na tarasie, łzy szczęścia, całusy kradzione w przelocie...Chciał dać jej Siebie.
Na pamięć znał jej zapach, który przenikał w głąb każdej najmniejszej komórki jego ciała.
Nigdy przedtem tak intensywniej nie odczuwał w sobie tylu kolorów uczuć jednocześnie. Zamieszkały w nim małe motyle. Razem sięgali gwiazd, razem budowali wspólne plany i marzenia. Razem układali puzzle swoich dni, malowali pejzaż na wielkim płótnie życia.
Uratowali siebie nawzajem. Dziś maleńkie motyle, zamieniły się w ogromne krokodyle.