Karmiczny dług - fragment powieści Elżbiety Walczak
Nie wiedziałam, po co zadaje mi te kretyńskie pytania. Ja byłam od ich zadawania.
– Nie wiem. Wiem tylko, że w tym waszym artystycznym światku, niechciane ciąże, nieszczęśliwe miłostki…
– Dawanie dupy, żeby wygrać konkurs albo casting. – Żelował włosy i uśmiechał się do siebie.
– Fuj! Jesteście zepsuci! – Naprawdę tak myślałam. Co drugi facet zdradzał w tej branży, a co druga kobieta dawała się pokryć zdradzającym.
W tym momencie pojawiła mi się w głowie dziwna wizja. Agnieszka stała na jakimś moście, przed nią było lustro, w którym widziałam jej odbicie. Nie miałam pojęcia, co to było. Jakby mój mózg na chwilę się wyłączył.
– To już nie jest mój światek. – Czarek wyjął z barku nową butelkę z alkoholem i usiadł z powrotem w fotelu.
– Taplałeś się w tym dziesięć lat! Więc nie mów mi, że po kilku dniach zapijania pamięci ci przeszło. Pomyśl o Agnieszce, zniknęła! – Próbowałam przymknąć oczy, żeby przywołać ją z powrotem, ale gospodarz kontynuował swoje rozważania i nie byłam już w stanie przypomnieć sobie tego, co widziałam.
– Jak ręką odjął. Rozmawiałaś z policją? Malucha? – Przysunął drugą szklankę. – A tak, już pytałem, nie chcesz…
– Byli w redakcji, pytali głównie o Agnieszkę, potem o ciebie.
– Konkretnie. O co pytali? Przepraszam, zajrzę do lodówki. Z lodem bym się napił.
Poszedł do kuchni, więc podniosłam głos.
– Konkretnie? O twoje sukcesy i powiązania. Dla jakich agencji pracujesz, ile zarabiasz i czy ci wystarcza na życie.
– Powiedziałaś, że wystarcza? – Trzaskał lodówką i kopnął w stołek, który mu stanął na drodze.
– Lubię cię. Ciężko pracowałeś na swój sukces. Przykro mi, że tak się potoczyło – nie kłamałam. Ciężko pracował i przegrał. Ale byłam pewna, że na własne życzenie.
– Przykro ci? – Zarzucił nogę na nogę. Popijał gin i zaczął dłubać w nosie, żeby się mnie w końcu pozbyć.
– Zdziwiony? – Patrzyłam, jak wiercił i wyglądało na to, że pukał się paluchem w czerep od drugiej strony.
– To jest nas dwoje. Bo mi też jest przykro, a współpracowałem przez te dziesięć lat z setkami osób. Popieściłbym cię za to i podziękował. – Patrzył na palce, próbując wzbudzić we mnie obrzydzenie.
– Nie jesteś taki głupi, na jakiego się kreujesz. A twoje dłubanie w nosie mam w dupie.
– Głupi nie, ale wyposzczony. – Wrzucił paprochy z palców do filiżanki. Poderwał się i wciągnął spodnie.
– Przestań Czaruś, sprawa jest poważna! – „Czaruś? To przecież pół idiota!” – tak myślałam i spuściłam głowę, bo nie poznawałam tego Czarusia sprzed dziesięciu lat.
– Myślisz, że miałem z tym coś wspólnego? Godzinę temu miałem problem z zabiciem muchy. Po co przyszłaś? Policja i tak mnie znajdzie.
– Zdaje się, że Agnieszka miała poważne problemy. – Tak naprawdę chciałam wyjść, ale cholerna myśl o jakimś super reportażu była silniejsza. Przytrzymałam się fotela i zacisnęłam dłonie na oparciach.
– Ma to już za sobą. Jeśli nie masz ochoty na pieszczoty, to się pożegnajmy. – Stanął przy drzwiach pokoju i gestem otwartości liścia po prostu mnie wypraszał.
– Jestem dziennikarką. Muszę pytać. – Wstałam i dotknęłam jego ramienia, bo wiedziałam, co oznaczają drobne, podświadome, przyjazne gesty.
– Śledzisz cudze kariery, robisz fotki zza krzaków i niech tak zostanie. Zabójstwo to nie twój „segment rynku”. Miłego dnia! – Wskazał ręką drzwi.