Juanita i Jose
– Nie, wstań.
– Wiem, że nie. – Podniosła oczy. Było w nich widać strach i zwątpienie. Nie mógł dłużej tego znieść.
– Jesteś wspaniała.
Uwolniła się z jego uścisku i odeszła.
Wyszedł z domu, szedł ulicami Sewilli, kochał to miasto najbardziej. Minął kobietę w niebieskiej sukience, uśmiechnęła się.
– Już nie mogę, nie chcę – zakrył twarz.
– Coś panu jest? – Zawróciła. Nie była tak wysoka, jak ona – ta, od której nie mógł się uwolnić.
– Jest pani szczęśliwa? – zapytał ze łzami w oczach.
– Tak, jestem.
– To dobrze. Pójdę już. Przepraszam.
Poszedł w kierunku mostu Alamillo. Nie wiedział, czym obciąży kieszenie. Nie mógł znaleźć niczego, co przypominałoby nawet kamienie. Cisza i noc nigdy nie były jego sprzymierzeńcem. Właśnie wtedy widział ją najbardziej wyraźnie. Zrobił krok. Nie wiedział, co się robi w takich sytuacjach. Powinien był coś na ten temat przeczytać albo chociaż zobaczyć jakiś film. Nie znał nikogo, kto mógłby powiedzieć, jak się zachować w takich sytuacjach. Nie znał też nikogo szczęśliwego w swoim otoczeniu.
– Woda z pewnością jest cholernie zimna.
Było mu żal Juanity. Było mu wstyd, że ją zostawił. Wiedział, że ma syna. Z pewnością zastanawiał się, kim jest ten skurwysyn, który nawet nie spróbował. Miał tylko nadzieję, że nie cierpiała, że umarła we śnie. O czym wtedy myślała? Z pewnością bała się tego, że nie ma przy niej nikogo. Nikt jej nie trzymał za rękę, nie mówił: „Nie bój się”. Mógłby żyć, ale nie tak. Nie był w stanie wybaczyć ani sobie, ani Bogu. Ten obraz, jej twarzy, uświadamiał mu, że wyłącznie drżała, kiedy ją dotykał. Widział to codziennie, każdego dnia i każdej nocy. Wtedy sięgał po alkohol, który nie był w stanie zagłuszyć głosów w jego głowie. Mówiły: „Skurwysyn. Nie zasługujesz na to, żeby żyć”.
Nie czuł zimna, tylko silny wir, jakiś podmuch ciągnął go, jakby miał przywiązany do nóg sznur, który przybliżał mrok. Już nie był w stanie obserwować myśli. Poczuł ulgę. Tego pragnął całymi latami – ciszy w swojej głowie. Jakiś pęd poderwał go do góry. Już nie opadał, ale też nie zastanawiał się dlaczego. Chciał tylko jednego – umrzeć i nie słyszeć wyrzutów sumienia.
– Co pan do cholery wyprawia? – Kobieta w niebieskiej sukience, którą minął na ulicy, okrywała go swoim płaszczem.
Uśmiechnął się niechętnie.
Trzydzieści lat później
Myśli samobójcze wracały jeszcze dwa razy. Wszystko ucichło, kiedy przestał pić i zaczął uczęszczać na spotkania grupy wsparcia. Pracował przy produkcji filmów, jak wtedy, kiedy spotkali się przy witrynie sklepu. Przechodził tamtędy kilka razy w roku. Patrzył i uśmiechał się, już tylko z wdzięczności za lekcję życia. Nigdy nie zapomni tego spojrzenia. Odnalazł jej grób, na którym składał kwiaty i pocałunki w każdą rocznicę ich spotkania.
– Gdzie może być teraz nasz syn? Jak go odnaleźć? – pytał, oczekując odpowiedzi znikąd.
Próbował, ale bezskutecznie. Nic o niej tak naprawdę nie wiedział. Tego dnia otworzył skrzynkę na listy. Wyjął z niej zaproszenie na premierę.
– Film Adeli i Alonzo Visto „Drugie życie”. Pójdę, czemu nie?