Juanita i Jose
To znaczy, że był bogaty. Ona w zasadzie też. Rodzice zostawili jej w spadku pokaźny dom.
– Ładna ta sukienka. – Trochę niezdarnie docierali do siebie. – Wyglądasz, jakbyś była namalowana na obrazie. Chciałbym umieć tak malować.
– A kiedy ty masz urodziny? – Delikatnie dotykała ust kieliszkiem napełnionym wodą. Chciała, żeby zobaczył koniuszek jej języka.
– Za dwa miesiące.
– Zapraszam cię już dziś na kolację urodzinową, do jakiegoś fantastycznego, kolorowego miejsca. Sam je wybierzesz.
– Jesteś jakaś przygnębiona, czy mi się wydaje?
Nie opowiedziała mu o śmierci rodziców, i o groźbie raka, która wisi nad nią jak klątwa. Wolała, żeby nie wiedział tego wszystkiego.
– To tylko wrażenie. – Miała nadzieję, że chodzi mu wyłącznie o wyraz jej oczu w tym właśnie momencie.
Ich seks tej nocy był niezręczny, mechaniczny, była w tym akcie jakaś uprzejmość, którą czuła od samego początku. Niczego jej potem nie obiecywał, nie przysięgał, że nie ma innej, bo nawet o to nie zapytała. Leżeli w ciszy oglądając telewizję i przeglądając kolorowe gazety.
– Nie chciałbym mieć nigdy raka, to podobno dziedziczne. – Czytał artykuł, który ona przeczytała już rano. – Dobrze, że jesteśmy w młodym wieku. Nam to nie grozi. Bałbym się być z kobietą, która dziedziczy jakieś skazy. To z pewnością mogłoby zagrażać potomstwu.
– Każdy ma jakieś skazy – odwróciła głowę, żeby nie zobaczył jej łez.
– Mój ojciec był alkoholikiem, ale nie odziedziczyłem tego po nim. Chciałbym, żebyś była sławna, jak Salma. – Głaskał jej plecy i nawet nie poczuł, że drży ze strachu. – Chciałbym, żebyś nie ścinała więcej włosów. Tak pięknie będą wyglądać, kiedy będziesz leżeć, a ja będę patrzył i ich dotykał. Tak jak teraz.
Nie miał pojęcia, że ścięła włosy po pierwszej chemii. Pachniał perfumami, które oboje dzisiaj kupili, ale nie na tyle pięknie, żeby wyjść za niego za mąż.
– Przyjdziesz jutro na plan? Może coś jeszcze znajdzie się dla ciebie.
– Może – odpowiedziała, ale była raczej pewna, że w tej chwili czuje się zwykłą kobietą i nie chce być podziwiana, tylko szczerze kochana.
– Spójrz na ten przepis. Napijmy się takiej kawy. Zamówię, dobrze?
– Dobrze.
Tak bardzo chciała opowiedzieć komuś swoją historię, ale nastąpiło jutro. Nie pojawiła się na planie. Zawieziono ją do szpitala, którego nigdy nie opuściła. Właśnie tam urodziła syna. Został poczęty tej właśnie nocy. Był szczęściarzem, bo miał wszystko, kiedy mieszkał w niej. Miłość, bez skazy.
Jose nigdy nie zobaczył swojego dziecka.
– Może w drugim życiu – powiedział do siebie, przeglądając kolorowe czasopismo, które pożyczył od Juanity Alvarez.
Jose
Był silny, muskularny, i tragiczny w swojej godności. Wiele kobiet znosiło jego kaprysy, depresje, pijaństwo, które odziedziczył po ojcu. To była jego skaza, która ujawniła się w wieku czterdziestu lat.
Schyliła głowę nisko, żeby mógł dotknąć jej włosów. Klęczała, prosiła o dotyk, o miłość. Milczał.
– Z czy masz problem? – zapytała po raz ostatni.
Uświadomił sobie, że nie była tak wysoka, jak chciał. Rozpraszała jego duszę, która chciała wyłącznie pamiętać. Nigdy nie miał zamiaru kochać tak mocno.
– Nic mi nie jest Juanita – wyszeptał.
– Dosyć! Po raz setny wymawiasz jej imię. Zapomnij o niej, proszę. – Jej twarz wtuliła się w jego uda.