Jezioro Wzruszeń
ą Jeziorem Wzruszeń - proszę uważać, bo skały są jednak miejscami bardzo śliskie - słyszę nagle z boku starczy głos.
Zaskoczony spoglądam w tę stronę i widzę, iż na kawałku wystającej ze zbocza wapiennej skały, siedzi starszy mężczyzna i przygląda się mi z miłym i łagodnym uśmiechem.
- Skąd pan wie, że jestem obcokrajowcem i właśnie poddałem się urokowi tego zakątka? - zapytałem po niemiecku, jako że nie znałem, z wyjątkiem powitania, języka włoskiego. Starzec oczywiście niewiele zrozumiał, bardziej domyślił się, o co go pytam. Odpowiedział mi łamaną mieszaniną niemieckiego, angielskiego i jakiegoś pośredniego języka pomiędzy serbskim, a greckim, że żyje tyle już lat, a życie nauczyło go rozpoznawania ludzi i obserwuje mnie już od dłuższego czasu.
Widać było, że ma ogromną ochotę na pogawędkę. Widocznie niewielu ludzi tędy przechodzi - pomyślałem. Bo i co tu oglądać ? Kawałek czystej wody zarośniętej fantazyjną zielenią i w kalejdoskopowych barwach kwiatami. I cóż z tego, że woda jest krystalicznie czysta i bajecznie kolorowa ?
Ale ja mam jednak swój wyczulony zmysł rozpoznawania rzeczy nietuzinkowych. Moja noeza przywiodła mnie tu spacerkiem, a za to, że jej jednak posłuchałem, zostałem sowicie nagrodzony...niespodziewaną i dziwną opowieścią
- To miejsce jest miejscem tajemnym i magicznym - rozpoczyna w swej językowej mieszance opowieść mój przypadkowy, sympatyczny przewodnik.
Aby zachęcić go do dalszego opowiadania, bo przerwał chytrze spoglądając na moje dłonie odruchowo bawiące się paczką Marlboro, częstuję starca papierosem (w tym czasie byłem tak niemądry, że zanieczyszczałem powietrze, tudzież własne płuca).
- Kiedyś, dawno, dawno temu - spokojnie zaczyna snuć swoją opowieść staruszek, piękna dziewczyna wyszła za mąż za dużo starszego od siebie, ale bogatego właściciela okolicznych ziem. Rodzice nie chcieli słuchać jej próśb, aby nie zmuszali jej do tego niechcianego ślubu. Kochała bowiem od dzieciństwa innego mężczyznę, który choć ubogi, miał bogatą duszę i nieprzebrane w sobie pokłady dobroci. Jak niebawem okazało się, jej ukochany nie miał nie tylko odrobiny honoru, ale jednej jeszcze, bodaj najcenniejszej u mężczyzny cechy - odwagi.Dziewczyna zdradziła męża z ukochanym. Zazdrosny mąż zmuszając żonę do wyjawienia prawdy, z zemsty strącił ją z wysokiej skały, wychodzącej jakby pomostem nad błękitną ową wodę, zadając jej okrutną śmierć. Kochanek zdołał jednak umknąć, nie starając się uratować życie ukochanej. Nieszczęsna dziewczyna zginęła w błękitnej wodzie jeziora.
Od tej pory Marina, bo takie było jej imię, zwodzi każdego zakochanego mężczyznę, który tu się pojawia, po czym topi go w jeziorze w śmiertelnym, mokrym uścisku.
Po tych słowach staruszek pokiwał smutno głową, wstał i nie oglądając się już na mnie, jakby zupełnie przestała interesować go moja osoba, oraz to, czy opowiadanie zrobiło na mnie należyte wrażenie, zniknął za najbliższym załomem wapiennej skały. Schodząc w dolinkę i myśląc o tym co usłyszałem, rozejrzałem się, ale nigdzie staruszka nie zobaczyłem. A przecież droga była pusta i nie miała prawie zakrętów. Hmm...Czyżbym wysłuchał historii opowiedzianej mi przez pokutującego mężczyznę, któremu kiedyś, dawno temu, zabrakło odwagi i krzty honoru dla ratowania ukochanej?
Zaintrygowany zapytałem o tę historię właściciela najbliższej, w miarę schludnie wyglądającej, portowej tawerny.
- Może to lokalny przesąd - odpowiedział mi - ale to prawda, że w ciągu siedemnastu lat zginęło tu siedemnastu turystów. To byli sami, w sile wieku mężczyźni.
Cóż - pomyślałem - jeżeli nadarza się sposobność ulegania pokusie, to niestety ulegamy jej. Każda istota ludzka na ziemi potrafi obok dobra czynić zło, a to co uczyni, zależy już tylko od okoliczności.
No i ciekawe - dlaczego nie zostałem osiemnastym turystą, poprawiając tym samym smutną statystykę opowieści?
Czy ktoś to wie?
***
(szkic do książki - Ja, kloszard - czyli myśli