Jerzy
Od kilku dni czekał na telefon, spotkanie, list.
Czekał na cokolwiek, co by przerwało głuche od kilku dni milczenie.
Przerwało niepewność, obojętność, która boli najbardziej.
Czasami słowa, nawet te najgorsze są lepsze niż milczenie. To
milczenie, które nie pozwala spać, nie pozwala zrobić kroku do przodu,
zapomnieć.
I dziś po drzwiami znalazł list.
Nie mógł usnąć. Tempo patrzył w sufit obracając w dłoniach białą kartkę
papieru i od czasu do czasu czytając treść wiersza. Wracały słowa,
wspomnienia, niespełnione marzenia i rozpalone uczucia, które nie
wygasły.
Ciągle mu jej brakuje. Szuka jej śladów w twarzach lub gestach innych
kobiet. Od czasu do czasu zdaje mu się, że widzi ją z daleka –
przyspiesza kroku z tą nadzieją, od której serce bije jakoś
szybciej…ale to nie ona, to tylko niska brunetka z uśmiechem na ustach
i jasnym czystym spojrzeniem przechodzi na drugą stronę jezdni.
Wraca sam, zrezygnowany, oszukany.
I wtedy przypominają mu się słowa Anny, jak powiedziała, że już nie
zapuka do jego drzwi, nie wyśle listu, nie zadzwoni. Zatarła za sobą
wszystkie ślady, tylko w jego pamięci wciąż taka żywa.
Zrozumiał jak cenne jest to, co czuje, jak wiele znaczy miłość,
której przyjąć nie chciała, jak boli tęsknota, gdy samotnością się
staje. Jak łatwo stracić to, co tak bardzo się ceni, jak krucha jest
znajomość, jak krucha miłość choćby najszczersza, największa…
Jak trudno uszanować czyjąś decyzję, jak trudno uszanować czyjąś samotność.
Jak trudno zamknąć drzwi i zacząć od nowa.
Tak bardzo mu jej brakowało, wtedy, kiedy pozwolił jej odejść. Kiedy
ona powoli odchodziła na drugi brzeg, na drugą stronę mostu, który
wspólnie postawili, sami zbudowali. Kiedy poczuł, jak w jego życie
wkracza samotność i tęsknota.
Uwierzył w magnetyzm, wiedział, że ona nie odejdzie, nie zapomni, nie
zrani…A jednak postawiła ich związek na ostrzu noża, przerwała nić,
która ich łączyła, powiedziała koniec. Odeszła.
Czy można pozwolić odejść komuś, kogo się kocha?
Czy można zapomnieć to, co trwać miało zawsze? Co zdawało się wieczne, pewne, trwałe?
Składamy całość z drobnych elementów, zbieramy słowa, gesty, spojrzenia
a i tak wierzymy zawsze w słowa ostatnie. Mówimy słowa ostatnie.
Urywamy film.
Jakby to wszystko „przed” było chwilą, iluzją, snem, fikcją.
Jakby wczoraj nie było.
Zostaje jedno słowo, jeden telefon, jeden list…Ten ostatni, jakby „przedtem” nic nie znaczyło.
I pomyślał, czy rzeczywiście warto walczyć o to, co było. Próbować raz
jeszcze wejść do tej samej rzeki, pozbierać dawne słowa, ułożyć nową
całość.
Czy warto?
Czy warto walczyć o miłość? O nią, o nich, gdy ona tak sama odeszła?
Może nie.
Może jednak można i trzeba czasem zejść z góry gdy jest się prawie u
szczytu, może jednak czasem nie można i nie należy zrywać jabłka, gdy
jest w zasięgu ręki.
Może trzeba czasami odejść, aby wszystko zostało nietknięte, świeże, dobre…
Aby ta chwila nie zginęła, to, co było nie wyblakło, nie straciło barw.
Aby to, co ważne, zostało.
Może jednak trzeba czasem odejść i pamiętać…
Trzeba czasem to, co było od reszty oddzielić, jak skarb zachować, marzeniem nazwać
I uwierzyć, że wtedy nie skończyła się miłość, bo gdy niebo ziemią się zdaje to jeszcze nie koniec – to dopiero początek drogi.