Instynkt (rozdział pierwszy)
Instynkt
Rozdział pierwszy
Siedziała przy stoliku w swoim ulubionym lokalu. Sama. Jakoś nikt nie miał dla niej ostatnio czasu, wszyscy byli zajęci. Popijała kolejnego drinka, tęsknym wzrokiem patrząc na mężczyzn nie zwracających na nią najmniejszej choćby uwagi. Poczuła się taka samotna, jakby naokoło niej wyrósł mur, przez który nie mogła się przebić. Co gorsza – ten mur blokował innym zauważenie jej. A tak bardzo chciała wtedy z kimś tam przyjść. Z kimś bliskim, kto pomógłby jej zapomnieć o Jamesie. Potrzebowała tego, naprawdę tego potrzebowała.
- Witaj mała...- Z rozmyślań wyrwał ją głos o niezbyt przyjemnym brzmieniu. Szczerze mówiąc głos ten przypominał jej zgrzyt żelaza po szkle. Mimowolnie się wzdrygnęła, co zostało mylnie zinterpretowane przez „napastnika”.
- Nie musisz się mnie bać, kochanie. Jestem tu, by umilić ci czas. Co ty na to?
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. W jej umyśle kołatała się tylko jedna myśl – niech on już stąd pójdzie! Nie mogła słuchać jego głosu, ale dobre wychowanie wzięło górę nad uprzedzeniami.
- Dziękuję za propozycję, ale nie jestem zainteresowana. – Zdobyła się na najbardziej uprzejmy ton, na jaki było ją stać.
- Nie bądź taka skromna, laleczko. Przecież wiem, że o mnie fantazjujesz.- Mężczyzna nie zamierzał dać za wygraną, a jego lubieżny uśmiech przyprawiał ją o mdłości.
- Nie jestem twoją laleczką, daj mi spokój. – Zaczynał ją irytować do tego stopnia, że chciała mu wylać to jego okropne, tanie piwo na koszulę. Zastanawiała się, skąd się biorą tacy idioci. Nie słyszała nigdy o zakładzie produkcyjnym zajmującym się jednocześnie ich wyrobem i szkoleniem, lecz powoli utwierdzała się w przekonaniu, że gdzieś musi się taki mieścić. A gdyby go tak podpalić... Nie, wtedy świat byłby zbyt piękny.
- No nie daj się prosić, przecież marzyłaś o takim przystojniaku jak ja.
- Możliwe, ale na pewno nie chciałam, żeby miał taki głos.
Po tym zdaniu zapadła dość niezręczna cisza. „Powiedziałam to na głos? Nie wierzę...”. Spojrzała na natręta i zobaczyła najgłupszy wyraz twarzy, jaki mogła sobie wyobrazić. Resztką siły woli, jaka jej pozostała powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Starała się skupić. Naprawdę się starała... Do czasu.
- Wiesz, że masz cięty język, dziecinko? Lecę na kobietki z temperamentem, jak twój.
Nie wierzyła własnym uszom, że to powiedział. Każdy normalny facet obraziłby ją, wstał od stolika, roześmiałby się jej w twarz. Z tym, że on nie wyglądał na normalnego. Zostało jej tylko jedno wyjście. Podniosła się z krzesła i ze słodkim uśmiechem skierowanym w stronę tego indywiduum skierowała się w stronę wyjścia. Chciało jej się wyć, czuła się tak okropnie, jak nigdy dotąd, a fakt, że zostawiła rachunek do uregulowania ledwie poznanemu mężczyźnie nawet nie podniósł jej samopoczucia. Pragnęła tylko jednego – ciepłych objęć Jamesa, jego uśmiechu i tego błysku w oku, którego najbardziej jej brakowało.
Wyszła z lokalu. Poczuła lekki zawrót głowy, ale świeże powietrze trochę ją otrzeźwiło. Starała się oderwać od posępnych myśli i skupić całą uwagę na tym, żeby się nie przewrócić. Nawet dobrze jej szło, choć miała do pokonania spory kawałek drogi.
- Po cholerę ubrałam takie wysokie buty?! – Mamrotała do siebie. – Trzeba było iść w trampkach... Mądry człowiek po szkodzie.
Wydawało jej się, że usłyszała kroki za sobą. Stanęła i odwróciła się na pięcie. Świat zawirował w koło i chwilę trwało, zanim przestał się kręcić. Nie zauważyła jednak nic, co mogłoby odbiegać od normalnego stanu rzeczy. Nie zarejestrowała też obecności żadnego żywego stworzenia, choć to akurat mogło być spowodowane w mniejszym lub większym stopniu alkoholowym zamroczeniem. Jej zazwyczaj wyostrzone zmysły odmawiały posłuszeństwa. Zebrała się jednak w sobie i postanowiła, że jak tylko dojdzie do domu położy się w ciepłym łóżku, z daleka od wszystkich idiotów.