Hogwart - nowa Historia cz. II - Prosto, w lewo i w prawo
Cassandra błyskawicznie sięgnęła po pierwszą lepszą kopertę i rozdarła ją:
Szanowna Panno Skyler,
Mamy przyjemność poinformować, że przyjmujemy Panią do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnego wyposażenia. Ze względu na opóźnienie dołączy Pani do klasy drugiej. Rok szkolny rozpoczyna się pierwszego września.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
- Wrabiacie mnie, prawda? - roześmiała się.
- Nie, córko. Jesteś czarownicą czystej krwi i byłoby hańbą dla naszego rodu gdybyś odmówiła - Pan Thomas mówił spokojnie i wyraźnie. - Usiądźmy w salonie.
- Ciekawe na czym chcesz...- nie zdołała dokończyć widząc jak ojciec zrzuca wiadomości ze szkoły zaklęciem, , spadantus". Niewątpliwie jego autor był właścicielem nieprzeciętnego poczucia humoru.
- To oznacza, że jesteś czarodziejem? - zadrwiła. Niechętnie czekała na odpowiedź.
- Twoja postawa jest karygodna. Tak. Musisz zrozumieć, że należysz do szlachetnego rodu Skylerów. Razem z twoją matką uczęszczaliśmy do Hogwartu. Jest to szkoła ucząca czarodziejów nabywać, odkrywać lub doskonalić wrodzone zdolności. Pomaga wybrać w przyszłości odpowiednie zajęcie i poznać zarówno przyjaciół jak i wrogów. Musisz wiedzieć, z którym domem warto się trzymać, a na który trzeba uważać - ciągnął śmiertelnie poważnym tonem. - W szkole znajdują się cztery i są tak jakby grupami. Posiadają oddzielne pokoje wspólne, drużynę quidditcha, stół w Wielkiej Sali, kolor mundurków, herby i odznaczają się innymi cechami. Rywalizują ze sobą zdobywając punkty, które można uzyskać za wzorową postawę oraz pilność w nauce, a stracić za łamanie regulaminu i brak systematyczności. My byliśmy w Gryffindorze - domie, który cechuje męstwo, odwaga i wierność. Jestem przekonany, że tam trafisz. Natomiast trzymaj się z daleka od mieszkańców Slytherinu.
- Quidditch? Wielka Sala? Herb? Domy? - osłupiała z wrażenia i strachu.
- Na razie trudno ci to wszystko pojąć, ale wytłumaczą ci to. Za moich czasów w Hogwarcie naukę rozpoczynało się w wieku jedenastu lat, a obecnie piętnastu. Twój list z niewiadomych przyczyn doszedł dopiero teraz, ale nadrobisz zaległości i przeskoczysz jeden rok. Jednak na razie musimy udać się na ulicę Pokątną po potrzebne wyposażenie - zalecił mężczyzna i po przebraniu się w szaty czarodzieja stanął obok córki i żony przed kominkiem.
- Pójdę i pierwszy wstąpię do Banku Gringotta. Ile wybrać? - spytał Mariannę.
- Weź sporo, żeby się nie wracać. Wolę kupić jej lepsze ubranie, odpowiednią różdżkę i nowe podręczniki, żeby trochę posłużyły. Poza tym potrzebuję zamówić specjalistę do odgnomienia ogrodu. Strasznie dużo się ich ostatnio zebrało - narzekała kobieta. Pan Thomas sięgnął po proszek Fiuu i głośno krzyknął, , Ulica Pokątna!" wrzucając go do ognia. Zniknął w mgnieniu oka.
- Mamo, co mamy dalej robić?
- Idziemy na zakupy! - poklepała ją po ramieniu. - Musisz wziąć do ręki proszek Fiuu czyli to - wskazała. - Teraz głośno i bardzo, ale to bardzo wyraźnie powiedz dokąd chcesz się dostać. W naszym przypadku jest to ulica Pokątna, zapamiętasz? Postaraj się mieć otwarte oczy, żeby trafić do odpowiedniego komina, dogonię cię w locie i ci pokażę - mówiła matka jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
- D-d-dobrze - jąkała się. - Ulica P-p-pokątna! - wymamrotała z trudem, gdyż popiół dostał się do jej ust. Wystrzeliła jak z procy i leciała nad kominami.