Fragment powieści Elżbiety Walczak
– Cezary Kownacki. – Wzięłam łyk swojej kawy na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy zamoczyć w niej swój paluszek.
– Kto czyta takie blogi? – spytał obserwując moje dłonie.
– Na przykład policja.
– Smród coraz większy. – Wstał i sięgnął z półki żel do włosów. – Gdyby niechciane ciąże były powodem zabójstw, połowa bab by nie żyła.
Jego fryzurka była niezła, ale cała reszta mocno sfatygowana i zepsuta.
– Domyślasz się, co się stało? – pytał z trzęsawką, która nie pozwalała mu utrzymać kolejnego zapalonego peta.
Dziesięć lat temu, kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy, pomyślałam że to facet, który ma przed sobą przyszłość. Został zauważony bardzo szybko. Nawet wygrał jakiś telewizyjny show. Ale teraz nie zostało z tego nic.
Nie wiedziałam, po co zadaje mi te kretyńskie pytania. Ja byłam od ich zadawania.
– Nie wiem. Wiem tylko, że w tym waszym artystycznym światku, niechciane ciąże, nieszczęśliwe miłostki…
– Dawanie dupy, żeby wygrać konkurs albo casting. – Żelował włosy i uśmiechał się do siebie.
– Fuj! Jesteście zepsuci! – Naprawdę tak myślałam. Co drugi facet zdradzał w tej branży, a co druga kobieta dawała się pokryć zdradzającym.
W tym momencie pojawiła mi się w głowie dziwna wizja. Agnieszka stała na jakimś moście, przed nią było lustro, w którym widziałam jej odbicie. Nie miałam pojęcia, co to było. Jakby mój mózg na chwilę się wyłączył.
– To już nie jest mój światek. – Czarek wyjął z barku nową butelkę z alkoholem i usiadł z powrotem w fotelu.
– Taplałeś się w tym dziesięć lat! Więc nie mów mi, że po kilku dniach zapijania pamięci ci przeszło. Pomyśl o Agnieszce, zniknęła! – Próbowałam przymknąć oczy, żeby przywołać ją z powrotem, ale gospodarz kontynuował swoje rozważania i nie byłam już w stanie przypomnieć sobie tego, co widziałam.