Fontanna
Przemierzam pustą kamienną ścieżkę. Pot ociężale spływa po zmęczonej słońcem twarzy w kierunku mojej nieogolonej od dłuższego czasu brązowo rudej brody.
Jak na półmetek lata to popołudnie jest wyjątkowo chłodne i ospałe, być może taki się tylko wydaje?
Między starymi, masywnymi dębami ciężko płynie chłodny wiatr nadając temu miejscu nad wyraz mroczny klimat.
Słońce wysyła w moją stronę tylko samotne, niby zgubione promienie ciepła spomiędzy chmur, rozdzierając je niczym ostrze.
Łapiąc za łopatę przypomniałem sobie najbardziej wyjątkowe chwile mojego życia, tylko po to by w rysowanej bajce w głowie, wyobraźnią i wspomnieniami zabić jak najwięcej czasu.
Jest godzina
>6:45
Zaczęło się to kilka lat temu, jako student trzeciego roku byłem zajęty przelewaniem marzeń na plany dotyczące swojej przyszłości.
Przeprowadzka, dobra praca, potem czas na kobiety, może nawet rodzinę? Kolejność nie miała znaczenia, liczyło się szczęście które mógłbym komuś ofiarować.
Studiowałem historię sztuki, w międzyczasie, w chwilach które przeplatały nieustającą naukę ze snem, również dorabiałem zajmując się ogrodem pięknym niczym Zaginione Ogrody Heliganu który należał do mojej ciotki.
Ogród był bardzo duży, ciotka odziedziczyła duży spadek po drugim już zmarłym mężu.
Bardzo wyrozumiała z niej kobieta, chociaż niezwykle stanowcza. Kiedyś przepiłem pieniądze na czesne z kolegami,
z myślą, że pożyczy mi te dla niej nic nie znaczące kilkaset złotych. Jednak ona, tylko i wyłącznie żeby
dać mi nauczkę - odmówiła. Nie byłem zdenerwowany, nie zwykłem się denerwować, a na pewno nie na bliskie memu sercu osoby, zawsze ją bardzo szanowałem.
Jest Godzina
> 7:00
Czuje, że czas ucieka mi przez palce niczym piasek z zaciśniętej pięści, im bardziej się staram go zatrzymać - tym szybciej mi go ubywa.
Ten jeden konkretny moment, jedną z tych chwili które zapadają sercu na wieczność, jedną z tych która zawsze wywołuje uśmiech na twarzy gdy ją wspominamy, zapamiętam do końca życia i to niezwykle drobiazgowo.
Ciotka właśnie piła egzotyczną herbatę na tarasie, delikatny zapach herbaty niczym spojrzenie księżyca zza chmur w spokojną noc, po całym ogrodzie rozniosła letnia bryza która czule mnie dotykała powiewami ciepła.
Zajęty byłem sadzeniem róż alpejskich, kwiatu wyjątkowo rzadkiego i cenionego. Na środku ogrodu stała masywna, zdobiona rzemiosłem gotyckim fontanna z postaciami jakby wyciągniętymi z "Pocałunku" Hayez'a obsadzona wokoło fiołkami, bratkami i daliami, przed fontanną stała ławka z której rozkoszować się można pięknem zaklętym w postaciach, figury były czystą definicją tego, jakoby piękne chwile trwały wiecznie.
Tuż za nią przy tarasie kilka metrów kwadratowych ziemi nigdy nie zostało zagospodarowane, stała tam pusta od lat psia buda, mimo tego tęsknota była powodem dla którego ciotka nie pozwoliła pozbywać się budy.
Złapałem za małą łopatkę i począłem kopać dołki, w które wrzucę nasiona białych róż.
Wtedy spostrzegłem, że ciotka nagle zniknęła, odeszła niezauważenie, zapadła się bez szmeru w miejsce którego nie sięgałem wzrokiem.
Poszedłem jej szukać, była już w sędziwym wieku, martwiłem się żeby nie zrobiła sobie krzywdy, zawsze mówiła mi gdy gdzieś odchodzi, stąd moje zmartwienie nasilało się z sekundy na sekundę coraz intensywniej.
Przeszedłem przez długi korytarz jej villi, podłogi były wyłożone biało-czarnymi kafelkami ze złotymi zdobieniami.
Ściany pokrywały staroświeckie obrazy i płaskorzeźby - zdawało się, że ktoś zatrzymał tam czas w epoce magnatów, zachowując wszystkie dzieła w takim stanie, w jakim one zawsze miały być - niewzruszonym ubiegiem czasu. Po kilku krokach doszedłem do wielkich, masywnych, dębowych drzwi frontowych.