Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia b
Wyobraźcie sobie, że siedzicie w ciepłym sklepie, gdzie atmosfera jest tak-kurewsko-wspaniała i rozluźniająca, że gdyby ktoś stanął przed wami i oznajmił, że gdzieś na zewnątrz giną ludzie, gdzieś ktoś cierpi głód i gdzieś taki Garl gwałci obite na mielonkę zniewolone samice, które przez całe życie starały się być dobrymi matkami i żonami pielącymi grządki zmutowanej kapusty i kukurydzy, parsknęlibyście zapewne w pierwszym odruchu śmiechem, potem śliną, a na koniec powiedzieli, iż jest to absolutnie niemożliwe.
Teraz wyobraźcie sobie, że po raz pierwszy od miesiąca pozwoliliście sobie, by wasza garda nieco spasowała. Killian w najlepsze zajmuje was rozmową. Na zewnątrz stoją gliniarze, a kolejnego macie w środku. Wasz wierny, acz nowy pies Ochłap czuwa dodatkowo nad waszym bezpieczeństwem, a szalejąca na zewnątrz burza zdaje się być odległa i pochłonięta swoimi własnymi sprawami.
I w tym wszystkim za waszymi plecami pojawia się bosy, plaskający stopami, ubrany w podziurawione, niedbale i nieudolnie pozszywane jeansy ze sprutymi nogawkami, czerwoną, rolniczą koszulę z płótna i z postawionym na sztorc kołnierzem, murzyn o łysym łbie, pożółkłych, potłuczonych zębach o spękanym szkliwie, szerokim, rozpłaszczonym nosie głośno wciągającym ze świstem powietrze i oczach ostatecznego potępieńca, gdzie tli się już tylko desperacja, nienawiść i wizja kilkuset skorodowanych kapsli po Nuka-Coli, które zapewne w przeciągu kilku dni zostaną wymienione na młodociane dziwki i pędzony z podejrzanych lokalnych składników, otumaniający bimber metylowy.
Co byście zrobili w takiej sytuacji, gdybyście usłyszeli, jak zawieszona na konopnym pasku spluwa (stary, źle utrzymany Remington) zostaje odbezpieczona, najpewniej skierowana w waszą stronę, a wszystkiemu towarzyszą odbijające się pośród rzężących o dach kropel deszczu słowa wypływające z przegniłych ust spaczonego umysłu zaklętego w ciele czarnego człowieka: „Gizmo przesyła pozdrowienia!”.
27
Wszystko wydarzyło się w zwolnionym tempie. Czas jak gdyby zupełnie się zatrzymał, a każdy ruch, każdy dźwięk, każdy szmer i raban, każda myśl i towarzyszące jej działanie, każda chwila, każdy impuls z przejmującego kontrolę pnia mózgu, każdy oddech i każdy odruch, wszystko zdawało się rozciągać w nieskończoność.
Kiedy tylko czarny człowiek wykrzyknął swoją nasyconą zemstą groźbę, wydarzyło się wiele rzeczy i wszystkie one były niemalże jednoczesne.
Na zewnątrz błysnął rozjaśniający świat na biało piorun.
Gliniarze moknący na deszczu sięgnęli po kabury z bronią i zawijając przez ramię ruszyli do środka.
Stojący pod północno-wschodnią ścianą ochroniarz obniżył się klękając na jedno kolano i wyciągając w tej samej chwili broń.
Killian Darkwater krzyknął i siłą uderzenia fleku przewrócił stojący najbliżej niego stół ze sklepowym towarem. W tej samej chwili rzucił się próbując znaleźć schronienie za utworzoną naprędce fortyfikacją.
Blaine Kelly odwrócił się, a gdy wykonywał kwadrant ze swojego stu osiemdziesięcio stopniowego obrotu, wyciągnął MP9-tkę i odbezpieczając ją wymierzył prosto w okalający serce zamachowca mostek.