Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia b
Jakaś drewniana skrzynia spadła z łoskotem na podłogę. Stojący pod północno wschodnią ścianą gliniarz ani drgnął. Jednak Killian odruchowo spojrzał w tamtą stronę. Ochłap zgrywał niewiniątko siedząc na kuprze i dyszał z rozdziawionym pyskiem posyłając wszystkim swoje najbardziej ckliwie spojrzenie. Jednak drgający, pomerdujący nieznacznie koniuszek ogona zdradzał go nad wyraz dobitnie.
- Ochłap! – Blaine posłał reprymendę w stronę skrzyżowanego z wilczurem kundla o smukłych, strzelistych łapach, szaro-czarnej sierści z białawą, ciągnącą się wzdłuż grzbietu pręgą, masywnym, mięsistym ogonem i spiczastym pysku zakończonym czarnym nosem oraz dwóch, głęboko osadzonych w oczodołach, nad wyraz rozumnych oczach.- Nie zachowuj się jak rozwydrzone, żądne wrażeń szczenię!
- To twój pies? Wygląda mi znajomo.
- Teraz już tak…
Opowiedziana przez Blaine’a historia rozwiązania wilczego problemu rolnika Philipa uspokoiła Killiana. Jego asekuracyjna i przezorna postawa uległa zmianie, nie na tyle jednak, by Killian zaprzestał drążenia tematu dotyczącego pochodzenia Kryptyjczyka.
- To co z tą Kryptą?
- Stanowiła ochronę po Wielkiej Wojnie. To jeden wielki atomowy bunkier, w którym do dziś mieszkają tysiące ludzi. Całkiem bezpieczne miejsce i wbrew pozorom nie tak rzadkie w Zachodniej Kalifornii. Niedaleko Cienistych Piasków, nieco bardziej na wschodzie, leży splądrowana przez najeźdźców Piętnastka. W wiosce rozmawiałem z Katriną. Niegdyś mieszkała w takich samych warunkach, co ja.
- Słyszałem o takich miejscach. Nie sądziłem jednak, że kiedykolwiek spotkam kogoś, kto faktycznie urodziłby się i wychował we wnętrzu schronu. Powiedzmy, że na razie ci wierzę. To w gruncie rzeczy nie najgorsza historia, jaką tutaj słyszałem. Był kiedyś taki facet, który podawał się za uciekiniera z jakiejś tajnej wojskowej placówki. Miał wyraźnie nierówno pod sufitem i cały czas jęczał o jakiś kadziach na zachodzie. Kadzie, kadzie i kadzie! Chciał przedostać się przez masyw Coast Ranges i wysadzić zbiorniki. Twierdził, że zła, żądna władzy nad światem armia tworzy tam jakiś genetycznie zmodyfikowanych bandytów, którzy już niebawem zawładną całą planetą.
- Jezu…
- No właśnie, ale to jeszcze nic…
Killian Darkwater opowiadał, opowiadał i opowiadał. Deszcz rzęził o pordzewiałą, cienką blachę chroniąca skupionych w sklepie ludzi przed szalejącą na zewnątrz nawałnicą. Im dłużej Blaine rozmawiał z burmistrzem Złomowo, tym więcej przekonania nabierał, jakoby był to naprawdę porządny i obyty facet. Zupełne przeciwieństwo nieporadnego króla kloszardów z lekkim kuku na muniu.
Darkwater opowiadał Blaine’owi o Złomowie i panującej w nim sytuacji. Blaine nie dowiedział się właściwie niczego nowego ponad to, co do tej pory powiedział mu Lars i miasto samo w sobie. Gliniarze pod przewodnictwem Killiana starali się utrzymywać porządek i bezpieczeństwo. Gizmo jako wielki i niezależny antagonista dążył do przejęcia kontroli nad wszystkimi i wszystkim. Czachy od czasu do czasu sprawiały kłopoty, ale w gruncie rzeczy koegzystowali z miejską społecznością i wszyscy zdawali się ich akceptować.