Fallout - Rozdział 3: Krypta 15
Muszę przyznać, iż nie poczuwałem się do odpowiedzialności za ogólny stan i wygląd pomieszczenia rekreacyjnego. Pewnie, pordzewiałe, spękane ściany z których gdzieniegdzie wysypywały się warstwy skruszonego na pył betonu i wystawały żelazne pręty zbrojeniowe nie miały nic wspólnego z tym, co przed chwilą zrobiłem. Lecz pokrywająca je teraz niczym tapeta, karmazynowa krew z resztkami mięśni, futra i flaków lśniła odbijającą światło mojej flary przejrzystością, a to już była tylko i wyłącznie moja robota. Tu i tam mogłem przeglądać się w zwierzęcej posoce niczym w lustrze. Muszę przyznać: w tej ciężkiej, czarnej skórze wyglądałem naprawdę szałowo. Gdyby tylko kalifornijskie szczury jaskiniowe, porośnięte ropnymi, nadętymi bąblami prosięcia i wielkie, tęgie kretoszczury potrafiły komunikować się z zaświatów, bez cienia wątpliwości uznałyby, że Blaine Kelly z wolna, lecz obierając dobry kierunek, zaczyna sobie coraz lepiej radzić w tym hektycznym post-apokaliptycznym piekle.
Nie miałem czego szukać w pomieszczeniu rekreacyjnym. Świeże szczątki zwierząt przemieszały się ze starymi, wietrzejącymi kośćmi ich dawnych ofiar. Gdzieś na wschodniej ścianie, w głębi pokoju, powinna znajdować się szafka z awaryjnym zaopatrzeniem Krypty. Leżała ono jednak przysypana tonami niemożliwych do poruszenia głazów. Sterty kamieni, opadłe z rozpościerającego się ponad poziomami schronu skalnego nasypu góry na zawsze pogrzebały to, czego nie udało się wynieść szabrownikom.
Przemierzając główny korytarz prowadzący do biblioteki i centrum dowodzenia, miałem bardzo złe przeczucia. Moja flara, rzucająca intensywne, czerwone już światło rozwiała wszelkie żyjące jeszcze we mnie nadzieje. Centrum dowodzenia zostało pogrzebane pod tonami skał. Nie było na tym świecie żadnej siły, która umożliwiłaby mi wejście do środka. Dynamit z zainstalowanym zegarem mógł, co najwyżej, przemienić zewnętrzną warstwę głazów w mniejsze odłamki i miałki pył. Hydroprocesor, nawet jeśli gdzieś tam był, został najpewniej zmiażdżony tak jak główny komputer sterujący wszelkimi newralgicznymi procesami Krypty 15.
Nie miałem tu już czego szukać. Zerknąłem jeszcze do sali komputerowej i biblioteki. Moja nowa zabawka świetnie radziła sobie z eliminowaniem pojedynczych świnoszczurów. Muszę przyznać, że nie miałem już ani siły, ani ochoty na stwarzanie jakichkolwiek pozorów, że mi zależy. Strzelałem niechlujnie, od niechcenia, lecz mimo to zawsze trafiałem. Cztery obciągnięte pseudo różową skórką prosiaczki nigdy już nic nie zjedzą. Szczury, chyba nieco bardziej sprytne i inteligentne od swoich pękatych pobratymców, pierzchały na sam widok człowieka z flarą.
Całe wyposażenie biblioteki zostało doszczętnie zniszczone. Komputery, monitory, nic już nie nadawało się do użytku. Nie dziwi mnie to. Los Krypty 15 nie oszczędzał nikogo i niczego, a wyposażenie tej części schronu było bardzo delikatne i najprawdopodobniej zostało zbrukane w pierwszej kolejności. Ktokolwiek przerobił to miejsce na prawdziwą, złowieszczą kryptę pośród której korytarzy czaiła się tytko śmierć, z całą pewnością miał gdzieś cenną wiedzę zawartą na dyskach twardych maszyn i komputerów. Jedyne, co udało mi się wynieść z biblioteki, to nieco nadgryziony przez szczurze siekacze podręcznik pierwszej pomocy. Niebywałe.