"Dziwka c.d.IV"
„Byłam dziwką, najprawdziwszą dziwka każdy mógł mnie kupić, mógł zrobić ze mną co tylko chciał… mogli się ze mną bawić, mną bawić, wykorzystywać, gwałcić, bić, opluwać, wszystko! Nikt tylko nie pomyślał że ja też jestem człowiekiem i że nie robie tego bo chcę… Dziwką zostaje się tak o po prostu z dnia na dzień. I wówczas wszyscy wolą nie widzieć nie wtrącać się, udawać, że jest dobrze, byle by tylko nie mieszać się w coś co może wymagać jakiegoś wysiłku… tak sobie powtarzałam. Pamiętam, że mówiłam to do siebie milion razy, zanim znów zapłakałam w tym wielkim mieście, zanim łzy wielkie jak grochy popłynęły mi po policzkach. Pamiętam to jak dziś, ten ranek kiedy siedziałam wtulona w koc Moniki, w jej mieszkaniu , na jej kanapie. W sumie mogłam nie robić problemów, ale pomyślałam ,że ona poniekąd wciągnęła mnie tutaj więc mogę zaplamić jej dywan swoją krwią…
Pierwszy raz nożem ostrym jak brzytwa pociągnęłam po swoim nadgarstku, krew ciepła i bordowa polała się po mojej dłoni, potem zrobiłam to drugi i trzeci…
Potem jeszcze raz na drugiej ręce, a potem już nic nie pamiętam…
Zrobiło mi się ciepło i zasnęłam…
W wielkim mieście z którym wiązałam tyle planów, miałam poznać tyle rzeczy, zakosztować tylu smaków i poznać nowych ludzi, którzy podadzą mi rękę i pomogą mnie i mojemu rodzeństwu wyrwać się z tego patologicznego ubóstwa. Miało tak być, Mamo przysięgam miałam taki plan, tak chciałam zrobić. Nie miałam smakować pijanych mężczyzn, nie chciałam aby ulżyli sobie na mnie. Nie chciałam też zrobić ze swojego ciała motywu do zarobku, mamo nie chciałam. Mamusiu przepraszam , i przepraszam Ciebie, bo Bóg to chyba mi nigdy nie wybaczy i już nigdy do mnie się nie uśmiechnie… To nie tak miało być…
Obudziłam się w szpitalu, pod specjalistyczna aparaturą i kroplówkami które ściekały mi prosto do żył. Miałam zabandażowane obie ręce, które bardzo bolały. Leżałam w białej pościeli, w równie białym pokoju z wolno stojącą aparaturą medyczną, dookoła było pusto i jakoś tak dziwnie sucho w powietrzu. Szpital. Na pewno szpital, bo do nieba by mnie raczej nie wzięli.
Jednak żyję. Mamo czy Ty mnie nawet nie chciałaś do siebie. Czy Ty też ze mnie zrezygnowałaś-pytałam….
W ustach miałam strasznie sucho, bardzo chciało mi się pić i postanowiłam zadzwonić po pielęgniarkę…jednak gdy tylko chciałam się przekręcić na łóżku wszystkie rany i uderzenia z wieczoru kawalerskiego dały o sobie znać. Nie miałam siły, z plastikowego motylka na mojej ręce zaczęła lecieć krew…
Zamknęłam oczy, pod powiekami poczułam że robi mi się mokro od łez, znów zasnęłam…
Nie wiem jak długo spałam, ale kiedy znów otworzyłam oczy kobieta w bieli stała nad mną i wołała:
-„Proszę Pani, Pani Aniu, czy pani mnie słyszy, proszę dać jakiś znak ,Pani Aniu proszę ścisnąć moja dłoń….”
Kobieta to pielęgniarka, jak się później okazało, bardzo miła, mówiła cos do mnie jeszcze, pytała. Dała mi wody i wyjaśniła co się działo. Nie była to nadzwyczaj ckliwa historia, ale pielęgniarka ani razu nie powiedziała o mnie ‘ty parszywa Kur… czy szmato co rzucasz się na cudzych mężów, zaglądając im w spodnie po to tylko by otworzyli portfel…’ Nic takiego od niej nie usłyszałam, chodź ten slogan to i tak jest zupełnie do przyjęcia, słyszałam gorsze pod swoim adresem. Zawsze powtarzałam sobie , że słowami mnie nie zabijecie, ojciec gorzej do mnie mówił, możesz bić mnie po pysku oschły prostaku, aż przestane widzieć na oczy, ale tym mnie nie zabijesz, nie zabijesz mnie żadnym słowem, gwałcąc mnie tysiąc razy też nie zrobisz mi krzywdy, nie zrobisz krzywdy mojej duszy, to że moje ciało wiele przeszło… trudno widać tak musi być. Zawsze tak sobie powtarzałam w myślach gdy ci wszyscy mężczyźni dopuszczali się czegokolwiek względem mnie, względem mojego ciała, bo duszy nie ruszyli! Widać dobry Boże jednym dałeś na twarz fluidy podkłady i pudry, a mnie dałeś pięści, oplucia i krew…