Dzień, w którym uciekłem
- Spierdalaj. Nie chciałeś cierpienia i zostawiłeś mnie jak śmiecia. Jesteś, kurwa zwykłym idiotą. A dziecko, na pewno jest twoje!
Chciałem przyjebać jej w brzuch żeby wypluła tą fasolę, którą miała w sobie.
*****
- Ściągasz mnie tu, pod gównianym pretekstem swojej śmierci. Oczekujesz czegoś niewiadomo czego, że przysposobię dziecko, być może nie moje. Co jeszcze mam zrobić? Przeprosić? Oddać pieniądze?
- Jednak jesteś idiotą. Nie chcę pieniędzy, nie chcę twojej łaski w stosunku do dziecka. Do mnie tym bardziej. Chciałam Ci tylko pokazać, że mnie zniszczyłeś. Przestałam wychodzić do ludzi. Zakleiłam okna gazetami żeby schować się przed światem. Przez twój egoizm jestem nieżywa. Przegrana.
- Nie chciałem - to była jedyna odpowiedź jaką miałem.
- Nie chciałem. Ahaaaa. Dobrze, przeprosiny przyjęte. Czekaj. O! O już jestem normalna. Sprawę uznajemy za zamkniętą. Czemu przyjechałeś? Bo się bałeś?
- Niby czego?
- Że będzie jakiś list, dowód, cokolwiek co Cię obarczy odpowiedzialnością za moją śmierć. A może chciałeś coś stąd wziąć? No śmiało! Książki? Może meble. A płyty? Nie chcesz? No weź. Weź wszystko i wypierdalaj!
- Nie chciałem - powtórzyłem naiwnie
- Proszę państwa! On nie chciał! Ale się stało. Zrozum. Już jest po wszystkim. Wszystko jasne, poznałeś prawdę. Żyję i mam się tragicznie. Ciesz się. Zniszczyłeś mnie. Gratuluję. Teraz ładnie idź po rzeczy i do widzenia! Dać Panu na bilet?
- Dziękuję, jeszcze mnie stać.
- Szkoda, że nie było Cię stać na bycie mężczyzną.
Nie pozostało mi nic innego jak zacząć się zbierać. Nic tu po mnie.
*****
- A pamiętasz jak śpiewałam dla Ciebie: Jedna taka szansa na sto?
- Pamiętam.
- Mieliśmy szansę spotkać kogoś innego. Przegapiłam dziewięćdziesiąt dziewięć lepszych szans. Jedną zmarnowałam na Ciebie.
*****
Nie pamiętam jak i kiedy wyszedłem od Laury. Ocknąłem się w taksówce.
- Na dworzec, poproszę.
- To Pan już nie mówi po angielsku?
- Co proszę?
- Jechaliśmy tym samym pociągiem. Ja byłem z małżonką - zorientowałem się, kto do mnie mówi, to był ten starszy milczący gość.
- Tak wyszło. A właściwie dlaczego państwo całą drogę milczeli?
- Wie Pan w związku jest kilka etapów: na początek jęki, potem kłótnie i na sam koniec, jak się wszystko przetrwa następuje milczenie. Ale milczenie nie byle jakie. Tylko milczenie dojrzałe, bo milczeć trzeba umieć i mieć przede wszystkim z kim.
*****
Miałem jeszcze trochę do odjazdu. Znów zamówiłem kilka piw u tego samego kelnera. Wciąż było szaro i pusto. Powrotny pociąg do G. na szczęście był podstawiany i nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca. Wybrałem pusty przedział. Zdjąłem płaszcz. Rozpiąłem ostatni guzik koszuli. Zamknąłem oczy i czekałem aż ruszymy żeby uciec z tego miasta.
- Przepraszam, można usiąść?
Znałem ten głos. To była Laura. Bez brzucha. Z oczami pełnymi dobra.