Odbicie od dna
ODBICIE OD DNA
Pan Ktoś rozejrzał się niepewnie.
- Kiedyś trzeba spróbować - pomyślał, dodając sobie otuchy.
Drzwi otworzyły się automatycznie, kiedy zbliżył się do wejścia. Dochodziła jedenasta. Na wprost znajdowała się recepcja, którą władał siwowłosy, niski mężczyzna po pięćdziesiątce.
- Pewnie emeryt albo rencista – mruknął Pan Ktoś.
Na prawo znajdowały się zamknięte drzwi do hali sportowej. Dodatkowo wejścia strzegły dwa biało-czerwone słupki połączone taśmą w tych samych barwach. Spojrzał w lewo. Tam jest jego cel. Minął szatnię. Zbliżał się powoli w stronę kas. Były to trzy małe boksy połączone z bramkami, każdy wyposażony w komputer, biurko, krzesełko. Pierwszy był pusty. Podszedł do drugiego z napisem WEJŚCIE. Przywitało go uprzejme DZIEŃ DOBRY. Uśmiechnął się szeroko, odpowiadając. Wyciągnął z kieszeni portfel i wydobył z niego karnet. Kasjerka wydawała mu się ładna, gdy tak patrzył na nią, kiedy przesuwał kartę po czytniku.
- Proszę wejść - usłyszał, kiedy podawała mu specjalny chip w formie opaski na rękę.
Zdecydowanym ruchem pchnął bramkę i zrobił krok przed siebie. Był w środku. Doszedł do końca korytarza i skręcił w prawo. Ukazała mu się wielka tablica z napisem ,,PRZED WEJŚCIEM KONIECZNIE ZMIEŃ OBUWIE”. Przysiadł na drewnianej ławce. Plecak postawił obok. W długim korytarzu po prawej stronie znajdowało się czworo drzwi. Nad każdymi znajdowała się tablica informacyjna z numerami szafek. Przy każdych drzwiach pod ścianą stała ławka. Na nich przysiadali ludzie, zarówno ci wchodzący, jak i szykujący się do wyjścia. Po drugiej stronie korytarza grupka dziewczyn suszyła sobie włosy. Suszarki znajdowały się na całej długości korytarza, po jego lewej stronie. Przy każdej wisiało lustro. Pan Ktoś pochylił się kierując ręce do buta. Poczuł ucisk na brzuchu. Ach te spodnie, a może raczej brzuch. Zaśmiał się do siebie. Ściągnął buty. Poczuł lekki chłód posadzki. Chwycił buty w lewą rękę i wstał. Plecak zarzucił na prawe ramię i podszedł do elektronicznego czytnika. Przyłożył chip. Na czarnym wyświetlaczu zamigotało na czerwono 519. Spojrzał na tabliczki przy drzwiach. Przeszedł kilka metrów do właściwego wejścia. Wszedł do środka. Wewnątrz panowała wilgoć. W takim miejscu to nic nadzwyczajnego. Szafki ustawione były rzędami, równoległe do wejścia. Między nimi znajdowały się przebieralnie. Ruszył na poszukiwanie swojej szafki. W środku było kilka osób. Pod stopami czuł wodę. Był ubrany, co przy wilgotności tu panującej sprawiało, że robiło mu się gorąco. Jest 519. Postawił plecak na ławeczce. Pociągnął za uchwyt szafki. Usłyszał ciche kliknięcie. Drzwiczki uchyliły się. Zrzucił z siebie bluzę, koszulkę i spodnie. Nie musiał iść do przebieralni. Za radą znajomych nałożył kąpielówki już w domu. Powiesił rzeczy w szafce. Plecak postawił na jej dnie.
- Ach ten brzuch - pomyślał ponownie, spoglądając na kąpielówki.
Kupił nowe, bardziej kolorowe od poprzednich. Jakoś nie czuł się na lata, które miał. Pomijając ten brzuch. Zamknął szafkę. Założył opaskę na rękę. Musiał podciągnąć ją wyżej, bo pasek był za duży, a nie posiadał regulacji. Ruszył w kierunku hali wodnej. Nie dostanie się do niej nie przechodząc przez łazienkę. Tam obowiązkowy prysznic, by zmyć z siebie brudy dnia. Jakieś minimum higieny, chociaż tu. Wcisnął baterię prysznica. Poleciał delikatny strumień letniej wody. Przyjemne uczucie.
Wyszedł na halę. Stanął i przyglądał się całej ten scenerii z lekkim, podniecającym niepokojem. Na wprost znajdował się basen rekreacyjny. Można tam było popływać, dać ponieść się sztucznie wytworzonemu prądowi rzeki, wspinać się po ściance, z której upadek kończył się, co najwyżej pod wodą. Po lewej znajdował się basen sportowy.