Dzieci boże
DIABELSKA RZECZ
dzień trzysta osiemdziesiąty trzeci
- Przynieś mi kawę, młody – polecił sierżant, gdy podjechali na stację benzynową.
- Taką jak…?
- Tak, pospiesz się.
Kuba wysiadł z radiowozu i ruszył do budynku. Męczył go ten bucek, którego musiał tolerować prawie każdego dnia, ale takie jest życie aspiranta. Młody to, młody tamto…
- Dzień dobry – powiedział.
- Dzień dobry. – Dziewczyna, Hania według plakietki, wyglądała na tak samo padniętą jak on. – Słucham?
- Cappuccino, proszę – powiedział Kuba. – Nie, dwa poproszę.
- Dwa razy cappuccino… A paliwo było?
Kuba zerknął na nią zdezorientowany, potem spojrzał na swój mundur.
- Pani wezwie policję, bo nie płacimy – uśmiechnął się.
- A, jasne, przepraszam. – Nie podchwyciła dowcipu. – Dwa razy kawka. Razem piętnaście dziewięćdziesiąt osiem.
Automat do kawy warczał, dziewczyna gadała coś do siebie pod nosem, a Kuba ziewnął. Zaraz kończył służbę. I dobrze. Było już późno, a właściwie już wcześnie, bo miał nockę. Właśnie wracali z sierżantem z interwencji. Zwykła burda pijanych domowników. W końcu mógł ruszyć z powrotem do radiowozu, popijając ciepły napój.
- Co tak długo? – burknął sierżant opierający się o dach samochodu.
- Dwie wziąłem…
- Pospiesz się, wezwanie mamy.
Kuba szybko wsiadł do radiowozu. Ruszyli ostro na sygnale.
- Co mamy? – spytał. Nie usłyszał wezwania, bo swoje radio zostawił w samochodzie.
- Ktoś znalazł zwłoki. Mamy zabezpieczyć teren, tyle wiem. Nie wylej mojej kawy, młody.
Ruch był jeszcze praktycznie żaden, więc po chwili byli na miejscu. Łatwo znaleźli miejsce, bo był już tam jeden radiowóz oświetlający okolicę błyskami niebieskiego światła. Jeden policjant już rozwijał taśmę, żeby gapie, którzy zaraz się pojawią, nie podchodzili za blisko.
- Cześć. – Przywitali się z drugim funkcjonariuszem, który był strasznie zmęczony, albo przerażony.
- Co się stało? – spytał Kuba, kiedy sierżant popijał cappuccino.
- Rzeźnia. Sami zobaczcie, ja już dosyć widziałem. Będziesz pił tą kawę?
- Nie. – Kuba podał mu kubek i ruszył w stronę leżącego ciała. Zakryte przed wzrokiem gapiów zwłoki leżały na trawniku.
- Młody! Nie podchodź za blisko, bo wszystko zadepczesz.
Kuba zawrócił. Głupi jestem, skarcił się w myślach. Ślady bym zniszczył. Wyszedł z powrotem za taśmę. Dopiero robiło się widno, ale pierwsi gapie już zaczęli się zbierać. Na szczęście ledwo trzy osoby stojące w pewnym oddaleniu i komentujące coś miedzy sobą.
To miejsce było jakiś nieprzyjemne, chociaż najpierw nie wiedział dlaczego, nie licząc zwłok oczywiście. Może był zbyt zmęczony, żeby się zorientować. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to przez ten skwerek, na którym rosły stare drzewa o powkręcanych gałęziach. Człowiek miał wrażenie, jakby zamierzały sięgnąć po niego i go porwać.
W końcu Kuba zaczął przysypiać na stojąco, bezruch mu nie służył. Ożywił się, kiedy nadjechał nie oznakowany radiowóz. Kuba uniósł taśmę do góry i samochód przejechał. Wysiadło z niego dwóch policjantów w cywilu. Przez chwilę rozmawiali z dowódcą patrolu, który pojawił się jako pierwszy. Po kilku minutach nadjechał drugi pojazd, ale ominął po prostu taśmę, rozjeżdżając trawnik. Zaczęli wysiadać z niego technicy, wyciągali swój sprzęt. Jeden podszedł do funkcjonariuszy w cywilu. Znowu krótka rozmowa i technicy zaczęli rozstawiać oświetlenie, szukać śladów na trawniku, przed zabraniem się za zwłoki.
Gapiów było coraz więcej, więc Kuba przeniósł na nich swoją uwagę, tak jak wszyscy mundurowi, bo zabezpieczony teren był całkiem spory. Było coraz widniej. Na szczęście zza rogu wyjechał jeszcze jeden oznakowany radiowóz, z którego wysiadło trzech policjantów. Dzięki temu zmęczeni mogli trochę się odprężyć, bo nowo przybyli byli na samym początku służby.