Dzieci boże
- Lubię, kiedy jesteś taki – oznajmiła. – No, pokaż, że potrafisz to porządnie zrobić. Zerżnij mnie!
Potrafił. Zaczął poruszać się gwałtownie, ale rytmicznie. Coraz silniej ściskał jej nadgarstki. Weronika zaczęła krzyczeć, a on w uniesieniu przygryzł zębami płatek jej ucha. Nagle dziewczyna przestała krzyczeć, ale jej usta pozostały otwarte w niemej ekstazie... Aż w końcu było po wszystkim. Leżeli obok siebie spoceni; oboje oddychali ciężko. Poczuł, że zaczynają zamykać mu się oczy.
- Hej – szepnęła Weronika – jeszcze nie zasypiaj.
Ocknął się i uśmiechnął do niej. Powinieneś być z siebie zadowolony, pomyślał. Każdy facet byłby na twoim miejscu. Pewnie nawet pochwaliłby się kolegom przy piwie. A jednak on odwrócił wzrok od twarzy dziewczyny, którą właśnie doprowadził do niesamowitego orgazmu. Wewnątrz siebie czuł totalny brak satysfakcji.
BEZSENNE NOCE
dzień osiemdziesiąty piąty
Daniel leżał w mroku.
Sen nie nadchodził, a w głowie kłębiły mu się niewesołe myśli. Nienawidził bezradności. Przytłaczało go to. Przewrócił się na drugi bok.
- Nie śpisz? – spytała leżąca obok żona.
- Nie – westchnął. – Obudziłem cię.
- Też nie śpię. Nie odzywałam się, bo miałam nadzieję, że zaśniesz – powiedziała. – Co się stało? Ostatnio tak jest co noc.
Daniel zawahał się. Jakiś bydlak czynił zło, a on nic nie mógł na to poradzić. Co miał powiedzieć żonie? Starał się nie mówić o swoim codziennym zajęciu.
- Dużo pracy w pracy – bąknął tylko. Wiedział, że się martwił i uważał, że zasługuje na to, żeby wiedzieć, ale nie miał serca jej obciążać okrucieństwem z jakim stykał się na co dzień. A najbardziej przerażało go to, że jest bezradny. Do tego bał się przyznać, nawet przed sobą.
FURIA
dzień trzysta osiemdziesiąty drugi
- Ty mendo! – warknął przez zaciśnięte zęby. Dopadł swoją ofiarę, która miała czelność uciekać. Powalił ją na trawnik i złapał za gardło. Zacisnął obie dłonie. Adrenalina dodawała mu sił, ale tak naprawdę w tym momencie kierowała nim dzika furia.
Dotychczas działał metodycznie, spokojnie i z wyrachowaniem. Teraz liczyła się tylko agresja.
KONIEC
dzień trzysta osiemdziesiąty czwarty
Janina pomyślała, że to dziwne uczucie. Całe życie… a teraz to. Najpierw gwałtowny szok, przerażenie i cierpienie. A teraz błogi spokój.
Przez chwilę zastanowiło ją, jak ktoś może być taki okrutny. Jak to możliwe, żeby ktoś zrobił coś tak niewyobrażalnie strasznego… Powoli jednak wszystkie sprawy stawały się obojętne.
Wiedziała, że umiera i, że nikt, ani nic tego nie zmieni. Przeżyłam swoje, pomyślała jeszcze. Czuła też, że umyka jej ważna sprawa, że nie powinna być taka spokojna. Nie wiedziała jednak co dokładnie i nawet już nie próbowała sobie uświadomić.
A potem nadszedł koniec.
NIEUCHWYTNY
dzień trzysta dziewięćdziesiąty ósmy
Dopóki do tego nie doszło, nawet nie zastanawiał się, że jest to granica do przekroczenia. Po prostu nie uważał, że do czegoś takiego w ogóle może dojść. A tu proszę. Nic. Policja po niego nie przyszła, nie wyglądało też, że ktoś – ktokolwiek – go obserwuje, czy coś.
Najpierw wyprowadził się ze swojego mieszkania. Pomieszkał trochę u Baśki, potem u Dominika. Trochę nawet obserwował okolice swojego mieszkania. I nic. Przyczaił się, ale to nie znaczy, że zamierzał przestać. Wręcz przeciwnie. Zasmakował w tym. Teraz musi być tylko jeszcze bardziej ostrożny i wyprowadzi wszystkich w pole.
Odczeka jeszcze trochę i zapoluje ponownie. Sam się zastanawiał dlaczego właściwie poprzednio zwlekał tak długo z następnymi harcami?