Dziadek
ń premiery. Trema zbierała swoje żniwo, dobrze, że przed spektaklem. Większość cierpiała na rozstrój żołądka. Minęło po trzecim gongu. Pozostało podniecenie, ciekawość i ulga, że wreszcie się zaczęło. Machina ruszyła: aktorzy, dublerzy, inspicjenci, suflerzy, operatorzy świateł i dźwięku, operatorzy sceny - każdy tworzył maleńki trybik, który zazębiał się z innym. Wielkie podniecenie towarzyszyło nam do końca. Po ostatnim opadnięciu kurtyny, czekaliśmy na reakcję. Wreszcie są, są brawa. Inspicjent wywołuje po raz ostatni na scenę. Pojawiamy się kolejno i na końcu on - nasz dziadek. Patrzymy na niego z uwielbieniem. Dokonaliśmy tego, naprawdę się udało. Zaczęły się serie spektakli w Jastrzębiu, Wodzisławiu, Teatrze Ziemi Rybnickiej w Rybniku. Zarywaliśmy lekcje, które później odbywały się w czasie ferii. Za zarobione pieniądze wyjeżdżaliśmy z nauczycielami do Ustronia lub Wisły. Lekcje na stokach Równicy lub Czantorii miały swój niepowtarzalny urok. I tak miało już pozostać do końca mojej nauki w LO. Próby, spektakle, wyjazdy. Po "Balladynie" przyszedł czas na "Antygonę", "Powrót posła", "Prometeusza w okowach". Z dziadkiem spędzaliśmy więcej czasu niż z najbliższą rodziną. Dziadek Rogala - właściwie piszę dzięki niemu. To on zaszczepił we mnie miłość do literatury. Dziś gdy przeglądam książki z przepięknie kaligrafowanymi dedykacjami pisanymi jego ręką, robi mi się ciepło na sercu. Mały, niepozorny staruszek i jego bałałajka. Człowiek, który kochał młodzież i któremu młodzież odwzajemniała się takim samym uczuciem.