Droga do Kisłowodzka
niczym specjalnym się nie wyróżniał, wyglądał na raczej grzecznego i nieśmiałego. Nawet specjalnie go nie lubiłam. Ale kiedy siedzieliśmy razem nad potokiem i na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy, nie miałam wątpliwości, że to on zapala je dla mnie.
- Któregoś dnia pokonam ich wszystkich i zostanę cesarzem. Wtedy uczynię cię moją cesarzową. - Mówił, a ja mu wierzyłam.
W jego oczach pojawiała się wtedy zawziętość, jakaś taka żądza władzy, która mnie przerażała.
- A jeśli ja wcale nie będę miała ochoty zostać cesarzową? - pytałam przekornie.
- Wtedy wezmę cię siłą, a potem zabiję - odpowiadał, a ja nie miałam wątpliwości, że dostanie czego chce.
Tej nocy opuściliśmy ziemię i błąkaliśmy się po naszych drogach mlecznych. Nadszedł jednak świt i zgasił gwiazdy, te wszystkie chwile uniesień.
Kiedy obudziłam się następnego ranka, jego już nie było. Nie spotkaliśmy się nigdy więcej. Czasem przyłapywałam się na tym, że o nim rozmyślam. Choć nie chciałam tego przyznać, chyba naprawdę brakowało mi Aleksandra.
Tymczasem lata mijały. Przez ten czas już prawie zapomniałam, że kiedyś wiodłam inne życie. Kiedy o tym myślałam, wydawało się to tak nie prawdopodobne, że momentami nie byłam pewna, czy faktycznie miało to miejsce. Były takie chwile, gdy zapominałam, że chcę dotrzeć do Kisłowodzka. Po prostu cieszyłam się wspólną podróżą.
W tym czasie wszyscy bardzo zmieniliśmy się. Niektórzy odeszli, Ci którzy pozostali, nie byli już tymi samymi ludźmi, których poznałam. Bliźniaczki zaczęły się ubierać i czesać zupełnie inaczej i nie były do siebie podobne. Wkrótce jedna z nich poznała przystojnego Czukczę, wyszła za niego za mąż i zamieszkali razem. Dalszą podróż kontynuowała tylko jej siostra. Nie do poznania zmienił się także menel spotkany pod remizą. Przestał pić i uczył się wyrażać poprawnie, chociaż czasem nadal robił żenujące błędy.
Któregoś dnia podeszła do mnie Miłaszka. Nie była już małym tygrysiątkiem, a mierzącą trzy i pół metra, stu siedemdziesięciokilową samicą tygrysa amurskiego. Pokazała mi gazetę, w której pisano o Aleksandrze. Używano innego nazwiska lecz choć wiele się postarzał od momentu, kiedy widziałam go po raz ostatni, nie miałam wątpliwości, że to on. To spojrzenie rozpoznałabym wszędzie.
Aleksander choć nie został koronowany na cesarza, faktycznie zdobył władzę w odległym kraju. Gazeta opisywała, jak krwawo stłumił manifestację opozycji, występującej w obronie wolności religijnej. Oskarżano go również o zlecenie morderstw politycznych.
Oczywiście gazeta mogła być stronnicza, mogła nie podawać całej prawdy. Ale ja nie próbowałam sobie tłumaczyć tego w ten sposób. Instynktownie czułam, że Aleksander faktycznie był odpowiedzialny za wszystko, o co oskarżano go w artykule. Nie obchodziło mnie to jednak. Chciałam tylko, by znów siedział ze mną nad tamtym potokiem i zapalał gwiazdy.
Udawałam, że informacja którą przyniosła Miłaszka wcale mnie nie obeszła. Zachowywałam się normalnie,a nikt nie poruszał więcej tego tematu. Kontynuowałam podróż, chociaż z dnia na dzień widziałam w tym coraz mniej sensu. Dawni towarzysze opuszczali nas, w końcu została mi tylko Miłaszka. Oprócz niej najdłużej została z nami małpa, ale w końcu zdała sobie sprawę, że jej złośliwości nie robią już na nas żadnego wrażenia i postanowiła poszukać nowego towarzystwa.
Z czasem coraz częściej myślałam sobie, że choć przeżyłam wspaniałe chwile, nie ma już sensu kontynuować podróży. Jakbym miała świadomość, że wiem już wszystko i nie ma potrzeby, by iść dalej. Kiedy znalazłyśmy się w kolejnym mieście, odnalazłam tam przystanek autobusowy.
Tam pożegnałam się z Miłaszką. Zapytałam ją, co planuje.
- Wiesz, tutaj nocą, koty nie wychodzą na spacer by gdzieś dojść, lecz żeby poznawać. - odparła i w tej chwili wszystko stało się jasne. Zrozumiałam, co miała na myśli, kiedy znalazłyśmy przystanek w pierwszym miasteczku.
Teraz nie miałam wątpliwości. Wiedziałam, że muszę się tu z