Dopóki jestem
– Dziwne. Minęło tyle czasu, a on ją cały czas kocha. Jest w jego sercu, czuję to. Może właśnie tego ma się nauczyć, miłości. Nie wiem, może tak, a może nie.
Ten dzień minął szybciej niż wszystkie. Nie pamiętam, co robiłam. Chyba płakałam, bo zobaczyłam stos chusteczek przy swoim łóżku i muszelki. Czemu leżą znowu na poduszce? Przecież wyrzuciłam je do kosza.
Zegar wybił piętnastą, a może trzecią. Ubrałam się w czerwony garnitur i zaczęłam robić makijaż, który nie mógł zakryć tych dziwnych plam, które miałam od jakiegoś czasu na twarzy.
Nie pamiętam momentu powrotu Arka do domu. Pamiętam bal. Znaleźliśmy się na balu.
-O, Arek! Dobrze, że przyszedłeś - ktoś krzyczał w naszym kierunku.
Znałam tych ludzi, oni mnie też. Byli naszymi przyjaciółmi? A tyle razy rozmawialiśmy o tym. Żadnych fałszywych osób w naszym otoczeniu. To były jego słowa. Czemu ich aż tylu? Dlaczego nikt się ze mną nie wita? Czy znowu zawiniłam? Poczucie winy. Nie znam gorszego uczucia. Uczyliśmy się nie obwiniać nikogo za straty. Wybaczaliśmy, rozumieliśmy i cierpieliśmy za winy innych.
Tańczyliśmy. Arek miał łzy w oczach. Chyba ze szczęścia. Bałam się zapytać. Szczęście, wiem, co to szczęście.
– Nie płacz. – Otarłam jego łzę.
- Czuję twój zapach – powiedział. – Kocham cię.
- Wiem.
Uczyliśmy się kochać siebie całymi latami. Omijaliśmy błędy z przeszłości. Agata, jego pierwsza żona, zmarła. Nie pamiętam dlaczego. Pochował ją na Bali, tam się spotkali. Była roztropna, bardzo kobieca i lubiła podróżować. Była odważna. Zmarła na serce. Nauczyła go miłości do świata, otwartości, ale odeszła. Chyba dlatego tu jesteśmy, na tym balu, na którym widać wszystkie odcienie: zazdrość, zawiść, udawaną przyjaźń, ale jest w tym miłość.
Arek opuścił ręce. Przestaliśmy tańczyć. Burmistrz przywołał wszystkich pod scenę. Jakaś kobieta podeszła do Arka i pocałowała go. Otarła jego łzy.
- Czemu płaczesz? – zapytałam.
- Bo czuję twój zapach – mówił w moim kierunku.
Byłam szczęśliwa, bo wyciągnęliśmy z tej lekcji właściwe wnioski. Miłość istniała.
- Zapraszam wszystkich bliżej – żona burmistrza krzyczała do mikrofonu. Przeszkadzał mi ten dźwięk.
- Jesteśmy tu, żeby tą aukcją wesprzeć…
Tłum ludzi patrzył na mojego męża. Wsparcie – cóż za dziwne słowo. Nikt nie wspierał nas, a jesteśmy tu dziś, żeby kogoś wesprzeć. Na scenę wszedł zespół i usłyszałam swoją ukochaną piosenkę. Moją i jego. Byłam szczęśliwa. Byłam taka szczęśliwa.
- Dziękuję. – Odwróciłam głowę w stronę Arka, ale zniknął.
Żona burmistrza przedstawiła pierwszy przedmiot na licytację - niebieską sukienkę ze srebrnymi cekinami.
Usłyszałam bicie zegara. Powiedziałam w myślach: trzy.
Otworzyłam oczy, leżałam na podłodze. Wiedziałam, że nic już nie jest ważne, oprócz tego, czego się nauczyłam. Uświadamiam to sobie, dopóki jestem.