Do końca
Kapitan Arnold Virtanen zemdlał z wycieńczenia.
Gdy „odpływał” w ciemność dobiegł go głos herolda.
- Stać! Nie strzelać w imię…-
Kapitan nie usłyszał w imię, kogo mają nie strzelać. Ogarnęła go ciemność.
Nikt z zebranych nie wiedział, co się stało.
-, Kto ośmiela przerywać mi igrzyska!- Krzyczał, Ilianen, był wściekły.
Spojrzał na herolda i na jego godło, jakie miał wyszyte na piersi.
- To nie możliwe.- Jego twarz wyrażała strach spowodowany tym, co zobaczył.
W chwile po tym w jego ciele tkwiła strzała. Martwy upadł na plecy.
I wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Wszędzie była krew, ranni jęczeli. Obcy żołnierze nie mieli litości dla nikogo. Zabijali wszystkich bez wyjątku. Kobiety, mężczyzn, dzieci, starców.
Jeden z obcych podszedł do kapitana i Arnolda i jego ludzi.
Patrzył na nich przez chwile.
- Idziemy.- Powiedział ostro, dając im do zrozumienia, że nie toleruje sprzeciwu