Detektyw Wąs. Sprawa Pirwsza
/>- Panie Wąs, komisarz Frytosław McCann i śledczy Kogut do panów. Niestety komisarz nie miał już żadnych biletów wizytowych, wręcza więc panu ten oto bilet na autobus trasy King Cross – Heymarket, ważny do trzeciego marca z dodatkową zniżką w weekendy ( do 50%) oraz upustem ( do 15%) jeśli jedzie pan tylko dwa przystanki, lub dwa razy po 10% jeśli jedzie pan jeden ale w dwa razy w tym samym dniu, w odstępie nie dłuższym niż dwie godziny.... – Powiedziała gosposia podając bilet.
- Daj nam 5 minut po czym proś ich na górę używając akcentu londyńskiego z pierwszej polowy XVI w. - Poprosił Wąs.
„Mama jednak dobrze radziła abym skończyła lingwistykę ze specjalizacją semantyki XVI wiecznego Londynu” pomyślała gosposia zamykając drzwi.
Dr. Klakson przywdział ubarwione meksykańskim wzorem pantofelki z peruwiańskiej lamy, powalonej zatrutą kukurydzą zawistnego sąsiada którego stado i rodzinę uśmierciła „choroba wściekłych lam” – plaga spowodowana nadmiernym spożyciem kawy Inki pośród plemion prekolumbijskiej ameryki łacińskiej.
Sam detektyw Wąs stanął przy oknie i przybrawszy zamyśloną pozę, rzucając sprośny cień na ścianę,( który rozbudził wyobraźnię Klaksona tak iż zmuszony był do nóg skrzyżowania) czekał ze spokojem na nadchodzących gości.
Po chwili w drzwiach pojawili się komisarz McCann, a tuż za nim posterunkowy Kogut.
- Nim pan usiądzie, komisarzu, pozwolę sobie powiedzieć co nieco.... Przyjechał pan w pośpiechu o czym świadczy brak marynarki, oraz kapelusz ubrany „odwrotną stroną”... – Powiedział Wąs.
- Brawo! – Zadziwił się komisarz....
- ...Uprawia pan wspinaczkę, o czym świadczy ten czekan zapasem...
- Genialne... – Westchnął McCann.
- Lubi pan lody waniliowe, o czym świadczy ich resztka na pańskim nosie...
- Nadzwyczajne!
- ...Zapomniał pan aparatu słuchowego, o czym świadczy pańskie bezsensowne potakiwanie na wszystko co powiem...
- ... Słucham?
- Mniejsza z tym... – Odparł Wąs.
Komisarz wraz z posterunkowym usiedli na sofie przywiezionej przez Wąsa z Bułgarii na pamiątkę zlotu „Ludzi Którzy Chcieli by Przywieść Sofę na Pamiątkę z Bułgarii”. Sam detektyw podszedł do stolika kładąc swą kościstą dłoń na karafkę o falicznym kształcie. W kącie słychać było ciężkie, miarowe sapanie doktora Klaksona.
- Jack?...
- Nie... „Frytosław” – Poprawił komisarz.
- Jack Daniels czy Gin? – Sprecyzował pytanie Wąs.
- Nie piję na służbie... pocieszę się zatem skrętem z marihuany...- Odpowiedział komisarz sięgając do kieszeni.
Padał deszcz....
W akompaniamencie rytmicznego stukania o parapet siedzieli przez chwilę ćmiąc i dymiąc. Wąs ponownie przyłożył skrzypce do ramion i... zaskrzypił instrumentem z którego pośród kłębów dymu popłynęła „Kuper-Tura” z „Afery Carmen” Maurycego Bideta. Muzyka popłynęła falą po ścianach, zdmuchując z nich kurz oraz zasuszone powłoki skór pajęczych. Skrzypce rzęsiły, iskrzyły, popiskiwały, trelowały, nuciły, wyły, zrywały tapetę ze ścian. Posterunkowy Kogut uronił łzę z lewego oka oraz strużkę krwi z prawego ucha... Po chwili komisarz rozpoczął swą opowieść o tym co go sprowadza;
- Jak zapewne słyszeliście, hrabiego von Sznycla dręczy ostatnio fala dość niecodziennych kradzieży. Otóż hrabia, jak wiadomo, jest właścicielem największej w hrabstwie Woodcock kolekcji nie tylko baloników na druciku czy odwodnionych pustynnych zwierzątek futerkowych. Ma on również pok